sobota, 19 października 2013

~3~




"W życiu nie chodzi o to, aby przeczekać burzę, tylko o to, by nauczyć się tańczyć w deszczu"

-Mia! - zawołała mama, która akurat była w kuchni, jak zwykle.
-Już...- zniechęciłam się, bo wiedziałam, że szykuje się opieprz, to było słychać w jej głosie. Nie wiedziałam tylko o  co tym razem. Napisałam rozmówcy na czacie, że zaraz wracam i zeszłam na dół.
-Twoje oceny są co najmniej straszne. -westchnęła trzymając w ręce jakąś kartkę.
-Skąd to masz? - zawstydziłam się, bo wiedziałam, że mojej mamie cholernie zależy na dobrych ocenach. Nie byłam głupia, po prostu opuściłam się w nauce. Tak, przez internet, problemy z rówieśnikami, a szczególnie Carą, do której się przywiązałam i szczerze jej zazdrościłam. Jeszcze te liściki na lekcjach...Ktoś podrzucał mi małe karteczki, na których było napisane coś w stylu "Jesteś brzydka, umrzyj". Z czasem zaczęłam to wierzyć i straciłam wiarę w siebie. 
-To już nieważne. Ważne jest to, że mnie oszukujesz. Niby nie masz żadnych jedynek, a jednak. Koniec internetu i telewizji. 
-Mamo! Ja teraz nie mogę go wyłączyć, mamo, mamo!! - zaczęłam płakać jak małe dziecko, któremu odebrano lizaka. Wiedziałam, że już nigdy nie znajdę na tym czacie tego niesamowitego chłopaka, który podnosił mnie na duchu, a robił to lepiej niż moja nadopiekuńcza matka i przyjaciółka, rzekomo najlepsza.
-Nie ma mowy, nie odwołam kary. Do pokoju! 
-Mamusiu, błagam! błagam! - wołałam, ale ona nie słuchała, wróciła do gotowania.
Załamałam się, kolejny raz. Wbrew woli matki, gdy tylko wbiegłam do pokoju od razu usiadłam przed uzależniającym pudłem. Zobaczyłam tylko to:
W życiu nie chodzi o to, aby przeczekać burzę, tylko o to, by nauczyć się tańczyć w deszczu
Była to wiadomość od nieznajomego. 
-Co?! - wydarłam się na cały dom. Mama wyłączyła internet. 
  Siedziałam pod biurkiem i płakałam. Zawsze brakuje tak mało, abym była szczęśliwa. Koniec, przepadło, już nigdy go nie znajdę. Nie chciałam wychodzić z pokoju, aby wziąć żyletkę, więc bezmyślnie chwyciłam cyrkiel. Na początku były to delikatne rysy, ale z czasem zaczęłam wbijać jego nóżkę coraz głębiej. Krew lała się wąskimi strumieniami. Jej krople spadały na ziemię tworząc krwawe ślady na dywanie. To nie bolało, a nawet sprawiało przyjemność. Może ja faktycznie byłam nienormalna i powinnam iść do psychiatry? Albo po prostu byłam nastolatką, która kolejny raz się zawiodła. Chyba to drugie. 
  Ludzie mówili na mnie "fałszywa". Nie widziałam dlaczego, ale akurat to bolało, bo robiłam wszystko, aby tak nie było. Nikt mi nie ufał, bo byłam klasowym pośmiewiskiem. Wytykali na mnie palcami albo śmiali mi się w twarz. 
  Zabrałam się za robienie lekcji, kiedyś musiałam zacząć. Był wieczór, a ja byłam zmęczona, więc nie szło mi za dobrze. Rzuciłam książki do torby. Wykąpałam się, a potem wskoczyłam do łóżka, które aż się prosiło, aby to zrobić i nakryłam się puchatą kołdrą. 
"Nie chcę do szkoły".
 No, ale następnego dnia poszłam do niej, jak co dzień. Idąc korytarzem szkolnym omijałam złośliwe spojrzenia innych. 
Powtarzałam wciąż w myślach: "Tańcz w deszczu, tańcz w deszczu", choć do końca nie wiedziałam o co mu chodziło, to czułam, że to zdanie może zmienić moje życie. Zastanawiałam się nad tym całą lekcje, potem kolejną i kolejną...Wpadło kilka uwag, za nie słuchanie poleceń nauczyciela i za nie pisanie w zeszycie, no ale ja musiałam jakoś dojść do sedna. W końcu wpadłam na coś. 
I znów miałam wybuch płaczu, tym razem na matematyce. 
-Mia? Co jest? - szepnął ktoś z tyłu, ku mojemu niedowierzaniu, bo sądziłam, że kompletnie nikt się tym nie zainteresuje.
Nie odpowiedziałam, nawet się nie odwróciłam, bo bałam się, że mam rozmazany tusz do rzęs, a za mną siedział Justin, niesamowite ciacho, u którego nie miałam żadnych szans.


sobota, 12 października 2013

~2~

                                                                       
                                                                                ♥ ♥ ♥
           "Wolę żyć w wirtualnym świecie. Tylko tam mogę choć trochę ukryć swoje wady."
                                                                                ♥ ♥ ♥

  Lubiłam płakać. Niektórzy się tną, coś wciągają, słuchają pocieszającej muzyki, a ja płakałam. Nie robiłam tego tylko wtedy, gdy było mi smutno. Płakałam z różnych powodów, a czasem tak po prostu, z nudów. Byłam przekonana, że płacz pomaga. Czasem tylko dzięki łzom znajdowałam pozytywne strony świata. Już gdy byłam mała zauważyłam coś dziwnego. Im więcej płakałam, tym więcej szczęścia miałam następnego dnia. I na odwrót, im więcej się śmiałam, tym gorzej było potem. Właśnie dlatego płakałam. Pomijając to, że po prostu lubiłam.
  Po co miałabym brać narkotyki? Ten biały, cholerny proszek nie pomógłby mi w niczym. Nie mogłam uwierzyć w to, że moja własna matka była przekonana, że ta torebeczka należała do mnie. Ktoś to podrzucił, byłam tego pewna. Tylko...Kto? Wiele osób w szkole to brało, ot tak, dla zabawy, ale nie ja. No dobrze, raz na imprezie u Cleo spróbowałam, ale na tym koniec. To, że ludzie próbowali zwalczyć swoje problemy poprzez wciągnięcie białego proszku wydawało mi się c h o r e. Możliwe, że to Carola, moja "przyjaciółka". Tak, łączy nas gruby sznur fałszywej, toksycznej przyjaźni. Jesteśmy jednym wielkim przeciwieństwem. Ona- cieszy się swoją fantastyczną figurą, nieskazitelną cerą, uwodzicielskim spojrzeniem, namiętnymi ustami i lśniącymi włosami, o których marzyła każda dziewczyna w moim wieku. Wyglądała na dużo starszą, ale tego właśnie chciała. Nikt nie widział jej bez makijażu, ale mogę się założyć, że nawet bez tapety jest przepiękna. Ja? Byłam nikim. Nikt mnie nie zauważał. Szara myszka, która boi się wyjść ze swojej nory. Wyglądałam jak dziecko specjalnej troski. Nie malowałam się. No dobra, przesadziłam. Moim makijażem było mnóstwo pudru, który zasłaniał wypryski i tusz do rzęs, który wydłużał moje niewyraźne rzęsy. Tylko to, nic więcej, a więc "plastikiem" nie można było mnie nazwać. 
  Usiadłam na kręconym krześle i włączyłam laptopa. Po długich oczekiwaniach w końcu się włączył. Jedynym pocieszeniem był dla mnie czat. Nie był to byle jaki czat, ale jeden z najbardziej znanych i najczęściej odwiedzanych. Pisze z z osobą wybraną losowo, wówczas, gdy jedna osoba się rozłączy najprawdopodobniej już nigdy jej nie znajdziesz. Ja, pechowiec, zawsze trafiałam na nudziarzy albo czubków, którzy nic nie mieli do zaoferowania i rozmowa najczęściej wyglądała tak:
-Cześć
-Cześć, co tam?
-Ok a tam?
-Ok
*rozmówca się rozłączył*
Nawet w internecie nikt mnie nie chce. Życie. Połączyłam się z nieznajomym. Tym razem nie pisałam jako pierwsza, nie narzucałam się. Byłam znudzona tym, że zwykle nic z tych rozmów nie wynika, więc nie angażowałam się w rozmowę.
-Hej
-No hej... - odpowiedziałam po czasie, o dziwo, mimo dłuższego czekania rozmówca nie rozłączył się, a to mi zaimponowało.
-Jesteś dziewczyną czy chłopakiem? - spytał nieznajomy.
-A kogo oczekujesz?
-Niech zgadnę...Jesteś dziewczyną, nieprawdaż? 
-A ty chłopcem? I... Skąd wiedziałeś? 
-No wiesz, znam się na laskach. 
-Jestem dziewczyną, nie laską.
-Oj, widzę, że poziom twojej pewności siebie jest dość niski? 
-Zgadłeś.
-Jesteś piękna. - stwierdził.
-Nie widziałeś mnie. - wystukałam na klawiaturze, nie ukrywam, że dobrowolnie uśmiechnęłam się do monitora.
-Ja to czuję...
-Mmm, co za romantyk.
-Ile masz lat? Jak masz na imię? Gdzie mieszkasz? 
-Powoli... - odpowiedziałam na nagły atak pytaniami.
-Przepraszam. 
-Mieszkam w Hamilton, przy White street. Tyle ci napiszę.
-To sporo wnosi, bo..Ja też O_o. 
-Yyy, co?! - zdziwiłam się.
-No tak.
-Dziwne.
-Może przeznaczenie?
-Może.
-Ile masz lat? 
-Szesnaście, a ty?
-16 - odpowiedział.
Rozmowa ciągnęła się dalej, nie znaliśmy swoich imion, tylko wiek i to, że mieszkamy dość blisko siebie.
Po kilku godzinach nieustannej rozmowy zaczęliśmy pisać o mnie i moim nastawieniu do świata.
-Nie ufam nikomu. - stwierdziłam.
-Zawiodłaś się?
-Żeby to raz...
-Podobno w życiu nie zawiedziesz się tylko na jednej osobie.
-Podobno miłość istnieje. 
-Nie wierzysz w miłość?
-Nie.
-Miłość to główny składnik życia.
-A cierpienie to główny składnik miłości. Z tego dużo wynika..
-Pesymistyczne myślenie. I filozoficzna rozmowa.
-Jedną osobą, z którą piszę od serca, której mogę napisać wszystko-jesteś T Y.
-Miło.
-Potrzebuję pomocy. Boję się, że coś sobie zrobię.
-Boisz się samej siebie?
-Ja się tnę.
-Nie niszcz swojego pięknego ciała. 
-Nie mam nikogo.
-Masz mnie! - po tym, gdy to napisał, łza zakręciła się w moim oku.
-Kiedyś ktoś z nas się rozłączy.
-Ja nie mam zamiaru. ;* - wtedy pierwszy raz napisał do mnie "buziaka".
-I ja też nie. ;*

Pisaliśmy o wszystkim, a jednocześnie o niczym. Dopełnialiśmy się, on mi pomagał, a ja pomagałam mu. Byłam w nim bezgranicznie zakochana, choć nigdy nie widziałam na oczy, nie miałam pojęcia jak ma na imię. Pierwszy raz, tak po prostu zakochałam się w kimś nie ze względu na wygląd tylko na to co ma w środku, jakim jest człowiekiem.