"W życiu nie chodzi o to, aby przeczekać burzę, tylko o to, by nauczyć się tańczyć w deszczu"
-Mia! - zawołała mama, która akurat była w kuchni, jak zwykle.
-Już...- zniechęciłam się, bo wiedziałam, że szykuje się opieprz, to było słychać w jej głosie. Nie wiedziałam tylko o co tym razem. Napisałam rozmówcy na czacie, że zaraz wracam i zeszłam na dół.
-Twoje oceny są co najmniej straszne. -westchnęła trzymając w ręce jakąś kartkę.
-Skąd to masz? - zawstydziłam się, bo wiedziałam, że mojej mamie cholernie zależy na dobrych ocenach. Nie byłam głupia, po prostu opuściłam się w nauce. Tak, przez internet, problemy z rówieśnikami, a szczególnie Carą, do której się przywiązałam i szczerze jej zazdrościłam. Jeszcze te liściki na lekcjach...Ktoś podrzucał mi małe karteczki, na których było napisane coś w stylu "Jesteś brzydka, umrzyj". Z czasem zaczęłam to wierzyć i straciłam wiarę w siebie.
-To już nieważne. Ważne jest to, że mnie oszukujesz. Niby nie masz żadnych jedynek, a jednak. Koniec internetu i telewizji.
-Mamo! Ja teraz nie mogę go wyłączyć, mamo, mamo!! - zaczęłam płakać jak małe dziecko, któremu odebrano lizaka. Wiedziałam, że już nigdy nie znajdę na tym czacie tego niesamowitego chłopaka, który podnosił mnie na duchu, a robił to lepiej niż moja nadopiekuńcza matka i przyjaciółka, rzekomo najlepsza.
-Nie ma mowy, nie odwołam kary. Do pokoju!
-Mamusiu, błagam! błagam! - wołałam, ale ona nie słuchała, wróciła do gotowania.
Załamałam się, kolejny raz. Wbrew woli matki, gdy tylko wbiegłam do pokoju od razu usiadłam przed uzależniającym pudłem. Zobaczyłam tylko to:
W życiu nie chodzi o to, aby przeczekać burzę, tylko o to, by nauczyć się tańczyć w deszczu
Była to wiadomość od nieznajomego.
-Co?! - wydarłam się na cały dom. Mama wyłączyła internet.
Siedziałam pod biurkiem i płakałam. Zawsze brakuje tak mało, abym była szczęśliwa. Koniec, przepadło, już nigdy go nie znajdę. Nie chciałam wychodzić z pokoju, aby wziąć żyletkę, więc bezmyślnie chwyciłam cyrkiel. Na początku były to delikatne rysy, ale z czasem zaczęłam wbijać jego nóżkę coraz głębiej. Krew lała się wąskimi strumieniami. Jej krople spadały na ziemię tworząc krwawe ślady na dywanie. To nie bolało, a nawet sprawiało przyjemność. Może ja faktycznie byłam nienormalna i powinnam iść do psychiatry? Albo po prostu byłam nastolatką, która kolejny raz się zawiodła. Chyba to drugie.
Ludzie mówili na mnie "fałszywa". Nie widziałam dlaczego, ale akurat to bolało, bo robiłam wszystko, aby tak nie było. Nikt mi nie ufał, bo byłam klasowym pośmiewiskiem. Wytykali na mnie palcami albo śmiali mi się w twarz.
Zabrałam się za robienie lekcji, kiedyś musiałam zacząć. Był wieczór, a ja byłam zmęczona, więc nie szło mi za dobrze. Rzuciłam książki do torby. Wykąpałam się, a potem wskoczyłam do łóżka, które aż się prosiło, aby to zrobić i nakryłam się puchatą kołdrą.
"Nie chcę do szkoły".
No, ale następnego dnia poszłam do niej, jak co dzień. Idąc korytarzem szkolnym omijałam złośliwe spojrzenia innych.
Powtarzałam wciąż w myślach: "Tańcz w deszczu, tańcz w deszczu", choć do końca nie wiedziałam o co mu chodziło, to czułam, że to zdanie może zmienić moje życie. Zastanawiałam się nad tym całą lekcje, potem kolejną i kolejną...Wpadło kilka uwag, za nie słuchanie poleceń nauczyciela i za nie pisanie w zeszycie, no ale ja musiałam jakoś dojść do sedna. W końcu wpadłam na coś.
I znów miałam wybuch płaczu, tym razem na matematyce.
-Mia? Co jest? - szepnął ktoś z tyłu, ku mojemu niedowierzaniu, bo sądziłam, że kompletnie nikt się tym nie zainteresuje.
Nie odpowiedziałam, nawet się nie odwróciłam, bo bałam się, że mam rozmazany tusz do rzęs, a za mną siedział Justin, niesamowite ciacho, u którego nie miałam żadnych szans.