niedziela, 16 lutego 2014

-Rozdział 23-


  
  Nie wytrzymam tu ani chwili dłużej! Nie wiem co się dzieje z Justinem, nie wiem nawet czy jeszcze żyje. Na samą myśl, że Justin może umrzeć dostaję szału. Rozpadam się. Jestem pewna, że coś wziął. Widziałam to w jego oczach. Były dzikie, szalone. Nie ujrzałam w nich tego, co widziałam przez cały czas patrząc się w nie. Obiecał mi, że nic nie weźmie. Ja mu obiecałam, że się nie potnę. Teraz mam ochotę wziąć nóż i wbić go sobie prosto w serce. To serce już umarło. A ja umieram razem z nim. Jest to powolna śmierć. Z żałości i cierpienia. Ze strachu. Z niemocy. Z bezsilności.
Nie zastanawiam się długo. W ułamku sekundy już znajduję się na schodach.
-Gdzie biegniesz? - pyta rozżalonym głosem Oliver.
-Zaraz wracam- krzyczę będąc już na górze.
Wyciągam z torby woreczek. Znajduje się w nim moja przyjaciółka o imieniu Żyletka. Trzymam ją w prawej dłoni. Lekko dotykam palcem. Jej ostrze rysuje na nim maleńkie ryski, z których wypływa krew. Zrobić to? Długo się nie cięłam. Ostatni raz zrobiłam to dzień przed obietnicą. Obietnica to obietnica. Ale Justin jej nie dotrzymał, więc ja też nie mam zamiaru. Jestem już pewna. Podwijam lewy rękaw bluzy aż do łokcia. Chwilę wpatruję się w blizny. Wzrokiem szukam wolnego miejsca, którego trochę brakuje. Zrobię to na udzie. Ściągam spodnie. Stoję na środku pokoju w samych majtkach. Przyznam, że to wygląda seksownie. Przeglądam się w lustrze. Mia, kretynko, co ty wyprawiasz? Rób swoje.
Biorę żyletkę do ręki, znowu. Tnę skórę z lekkością, jak papier. Jestem wprawiona. Czuję dreszczyk emocji i ból, okropny ból. Jestem do niego przyzwyczajona, więc żaden jęk nie wydostaje się z moich ust. Przyciskam żyletkę do ciała mocniej niż zwykle. Moje życie, moje myśli wręcz toną w krwi. Przyglądam się stróżkom krwi wypływającym z głębokich, lecz wąskich ran. Zaciskam zęby. Upadam na ziemię. Leżę i krwawię. Czuję się słabo. Nie lubię widoku krwi, ale lubię to uczucie, gdy spływa po moim ciele. 
-Mia...- szepcze znajomy głos. W drzwiach stoi Oliver. Ma wytrzeszczone oczy i rozdziawione usta. Wygląda głupio. Jest zdziwiony, przerażony. Też bym taka była, gdybym tak jak on, zobaczyła swoją siostrę całą we krwi z żyletką w ręku. Szybko upuszczam "przyjaciółkę" na ziemię. 
-Co ty tu robisz?! - krzyczę ze łzami w oczach. Serce bije w przyspieszonym tempie. Zatapiam twarz w dłoniach. Nie chcę widzieć jego miny.
-Mia...- powtarza się. On chyba nie wie co powiedzieć albo nie może wydobyć z siebie słów. 
-Widziałeś wszystko? - wzdycham ciężko.
-Zostawiłaś uchylone drzwi. - odpowiada po kilku minutach.
Roztopiłam się. Jestem jedną, wielką czerwoną plamą. Plamą krwi.
-Co ty zrobiłaś? Pocięłaś się? - podchodzi do mnie. Klęczy nade mną. Po jego słodkim policzku spływa łza.
Nie odpowiadam mu. No bo, co ja mam powiedzieć? Mam mu powiedzieć, że życie mi się zawala? Że nie potrafię pomóc samej sobie? Że chcę zniknąć i nigdy nie wracać? Mam powiedzieć, że śmierć to jedyne o czym marzę?
Przejeżdża palcem po świeżych ranach. Ała(?). To już nie boli, bo ja nic nie czuję. Nachyla się i zaczyna je całować. Tego się nie spodziewałam. Wy też, prawda? Czy to nie jest największy skarb na świecie? Na mojej twarzy wbrew woli pojawia się promienny, lecz ledwo widoczny uśmiech. 
-Kocham cię- szepczę. I chyba naprawdę to czuję. Mam najlepszego brata na świecie. 
-Nie rób tego. Chodź po opatrunek. Już niedługo jedziemy do Justina. - mówi szybko z fałszywym uśmiechem. Widzę w jego oczach strach. 

 Jedziemy do szpitala! Jestem bardzo zestresowana. 
Autobus spóźnił się kilka minut. Jest zatłoczony. Ciężko mi się oddycha. Duszno jak w saunie. Za chwilę tu zemdleje.
-Dasz radę- próbuje mnie pocieszyć Oli, ale chyba mu coś nie wyszło. - pomyśl o tym, że już za kilkanaście minut ujrzysz swoją miłość. 
I to chyba było jedyne trafne pocieszenie. Nie poddałam się, bo chcę zobaczyć Justina. Chcę go wycałować, pocieszyć. Spojrzeć w jego oczy. Chcę się dowiedzieć co u niego i co zrobił.  Gdy już wrócimy do domu, sama wskoczę mu do łóżka.
Wszyscy ludzie w autobusie są niezwykle...dziwni. 
Obok mnie stoi wysoki pan z długim nosem. Ma krucze włosy i delikatny zarost. Stawiam, że ma około czterdziestki. Mruczy coś pod nosem przez cały czas. Może się modli. Jest chorobliwie zdenerwowany. Co jakiś czas przeciera czoło chusteczką. 
Po jego prawej stronie siedzą dwie grube panie. Są w podeszłym wieku. Obie mają na sobie bordowe płaszcze i różnokolorowe korale. Na pewno wracają z zakupów o czym świadczy mnóstwo toreb pełnych przeróżnych rzeczy. W jednej torbie są ubrania, w pozostałych żywność. Dostrzegam w nich niezwykłe podobieństwo. Może to bliźniaczki. Obie są niezwykle otyłe i dość szpetne. Ledwo się mieszczą na swoich miejscach. Raz po raz odwracają się i pouczają kogoś z tyłu.
Za nimi siedzi kilku, może siedmioletnia dziewczynka z dwoma blond warkoczykami. Ma różową sukienkę w niebieskie kropki. Białe podkolanówki z falbankami i czarne lakierki, którymi cały czas kopie panie przed nią. Wygląda na słodką. W jej uszach dostrzegam słuchawki, a w ręku MP3, wydłużam szyję, aby zobaczyć czego słucha. "Metallica- Nothing else matters". Robię zdziwioną minę. Pozory mylą. Chichoczę pod nosem.

W dwadzieścia minut dojechaliśmy na ulicę Healthly. Szpital mamy właściwie pod nosem. Wchodząc do niego czuję jak moja głowa eksploduje od nadmiaru myśli. Chcę żeby było dobrze. Dlaczego choć raz nie może być całkowicie dobrze? No proszę! Idziemy zimnym korytarzem. Nienawidzę szpitali. Brr. Wystrój przeraża. Dlaczego w szpitalach wszystko ma zimny kolor? Powinno być inaczej! Ludzie mieliby wtedy nadzieję i siłę na walkę. Czuliby się ciepło i bezpiecznie. Czuliby się żywi. Teraz? To żywe trupy. Uśmiechają się z bezradności. Zero pocieszenia, zero wsparcia. Faszerują ich lekami. Podłączają do kroplówki. Tyle. To tylko ich praca, po co mają im mówić, że będzie dobrze, że ich uratują? Dlaczego nie dodadzą im otuchy? Wszystko tylko dla pieniędzy. 
Jakiś lekarz prowadzi nas do "pokoju" Justina. Co jak co, ale pokoju to w ogóle nie przypomina. Idziemy wzdłuż korytarza. Słyszę jęki, płacz, jak ktoś woła pielęgniarkę. Jeśli to jest normalny szpital, to jak jest w psychiatryku?
-To tu leży Justin...- lekarz zerka na kartkę- Fireheart- dokańcza po chwili. Otworzył drzwi, wskazał na Justina. Spojrzał na niego zimnym, pozbawionym jakichkolwiek emocji wzrokiem. Jak robot stworzony do zabijania.
Justin leży na twardym łóżku. Nie ma na sobie koszulki. Jest przykryty seledynowym...czymś. Jego twarz jest zmęczona i blada, a na policzkach znajdują się wyraziste rumieńce. Ma wciąż zamknięte oczy, ale po oddechu słyszę, że nie śpi. 
Przed podejściem do niego zerkam na lekarza, jakbym bała się, że mi na to nie pozwoli. Chwytam jego dłoń i chwilę ją pieszczę. Łza spływa po moim poliku. 
-W jego organizmie wykryto duże ilości środków antydepresyjnych i odurzających- wydukał na jednym oddechu. Głośno wzdycha. Ma kamienną twarz. Zamarłam. Justin, po co wziąłeś te świństwa? Płaczę. Jest mi go tak żal, jest mi tak przykro. Jestem wściekła na siebie. Zabijcie mnie. Dlaczego nie byłam wtedy przy nim? Wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby Monika nie zadzwoniła.
Z moich ust niekontrolowanie wydobywa się cichy jęk.
Oliver stoi obok mnie i nie odzywa się. Patrzy na Justina z wyrazem współczucia. Co jakiś czas zerka na mnie. Sprawdza czy nie płaczę. 
-Czy mogę prosić o kontakt z rodzicem Justina? - pyta łysy doktorek. Nie mam ich numeru. Nawet nigdy w życiu nie widziałam ich na oczy.Coś wykombinuję.
-Tak. Czy mogę chwilę pobyć z nim sama? 
Lekarz uśmiechnął się i wyszedł. 


--------------------------------------------
Tym razem coś dłuższego.
Proszę także o długie komentarze, uwielbiam je! :)
PS. kocham was 







piątek, 14 lutego 2014

-Rozdział 22-





-Dlaczego pani to zrobiła? - pytam spokojnie z iskierką złości w oczach. Ciężko uwierzyć w to, że psycholog, która miała mi pomóc, robi dokładnie to samo co ja.
-Ile ty masz lat? - pytam. Znów zwracam się do niej na "ty".
-Dwadzieścia i pół- odpowiada rumieniąc się. Ona wciąż się rumieni. Taka młoda!
-Co?! - krztuszę się powietrzem wybałuszając oczy. Co jeszcze mnie dziś zdziwi? 
-Pracuję tu po znajomości. 
Na pewno na pewno na na pewno na pewno na pewno na pewno spała z dyrektorem. Niech mnie ktoś uszczypnie! To tylko jeden z moich chorych snów. Oddychaj Mia, oddychaj.
-Miałaś mnie ,,uratować". Chciałaś, żebym zakończyła swoją pasję. Żebym przestała rysować. Chciałaś, żebym nauczyła się czerpać z życia jak najwięcej pozytywów. Miałaś upić mnie szczęściem. Zrobiłaś to wszystko, tylko zupełnie na odwrót.- mówię ze łzami w oczach.
-Umiem pomagać innym, ale nie samej sobie. - apeluje. 
Mam podobnie. Jednak coś mnie może łączyć z panią Manghay. Śmieszne. Wzdycham głośno.
-Kończę pracę w szkole. Z własnej woli. To za duże ryzyko. Nie mogę uczyć dzieci, mam nierówno pod sufitem.
-Zaprzyjaźnijmy się- proponuję. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Słowa wyślizgnęły się spod mojego języka. Mia, po co? po co? po co? Tak bardzo potrzebujesz kogoś bliskiego, że aż jesteś gotowa zaprzyjaźnić się z byłą nauczycielką? Czy to w ogóle ma sens? Czy to nie za dużo pytań? 
-Monika- panna Manghay podaje mi drżącą dłoń. Ściskam ją. Dziwny, zimny prąd przechodzi przez moją skórę. 
-Ja już nie muszę się przedstawiać- uśmiecham się. 

 Wyszłam ze szkoły bogatsza. Bogatsza o przyjaciółkę.
Nie wiem co mi odwaliło. Poczułam po prostu, że osoby, które mają tę samą pasję powinny się przyjaźnić. Może to dziwne. Już tak mam, że jestem dziwna. Idę w stronę domu Justina. Chcę się z nim pogodzić. Chcę zapomnieć o krzywdach, które mi wyrządził. Trzeba wybaczać. 
Wchodzę do domu z uśmiechem na twarzy. Mam zamiar rzucić się na niego i wycałować go za wszystkie czasy. Tak bardzo za tym tęsknię. To, co widzę tuż przed sobą, roztrzaskuje mnie na milion maleńkich kawałeczków. Justin leży na podłodze i drży. Ma zamknięte oczy, a pod nimi ogromne sińce. Co mu się stało?! Nie wiem co zrobić. 
-Justin!!!- krzyczę łapiąc go za nadgarstki. Chcę go uspokoić. Wymamrotał coś niezrozumiałego pod nosem. Upił się? Nie. Nie wygląda na pijanego. Kładę dłoń na jego rozpalonym czole. Na siłę próbuję mu otworzyć oczy, aby im się przyjrzeć. W końcu udaje mi się to, jego wzrok wypala dziury w moim okropnym ciele. Jego źrenice są duże. Za duże. Serce wali mi jak szalone, ale to nic w porównaniu do bicia serca Justina. Czuję jak ciepła krew dopływa do mojego mózgu. Jest mi słabo. Tak cholernie się o niego boję, tak cholernie nie wiem co zrobić. Muszę zadzwonić po karetkę.
-Oliver! W tej chwili na dół!- krzyczę, trochę za głośno. Prawą ręką macam  kieszeń dżinsów, wyciągam z niej telefon. 112.
Dzwonię po karetkę. Ledwo utrzymuję w drżących dłoniach telefon. Mam roztrzęsiony głos. Mówią, że przyjadą jak najszybciej. Pozostaje tylko czekać. 
-Justin, kochanie...- upadam na kolana i zaczynam płakać. Płaczę jak małe dziecko. Razem z łzami wypada cały żal, cały ból i całe cierpienie. Chcę się tego pozbyć. Chcę być szczęśliwa. Chcę żyć pełnią życia. 
Pogotowie przyjeżdża po sześciu minutach. Wpuszczam ich do domu. Jest ich sześciu. Mają nosze, swój sprzęt i te ich dziwne, mechaniczne wyrazy twarzy. Jeden z nich podchodzi do mnie i zaczyna wypytywać, reszta podbiega do Justina. Krew zaraz rozsadzi mi żyły.
-Czy posiadają państwo w domu środki odurzające lub psychotropowe? 
-Nie wiem- odpowiadam wybałuszając oczy.
-Czy pani tu mieszka?
-Chyba.
-Tak się nie dogadamy!
-Nie było mnie w domu, wróciłam i zastałam...właśnie to! Sama nie wiem co się stało, zabierzcie go, zróbcie coś, błagam- mówię na jednym oddechu. 
Kładą go na nosze. Justin wciąż się trzęsie. Nie dociera do niego to, co właśnie się dzieje. Dźwięk zamknięcia drzwi przekłuwa moje serce na wylot. Oliver przez cały czas stał na schodach wstrząśnięty. Patrzył na to, co się działo z niedowierzaniem. Jego oczy teraz wyglądają jeszcze lepiej niż zawsze. Są ogromne, błyszczące, zdziwione. Podchodzi i przytula mnie z całej siły. Zastygamy w uścisku. Czuję coś, czego nie czułam nigdy przedtem. -Widziałeś co brał? - pytam po dłuższej chwili.
-Nie, byłem zamknięty w pokoju z muzyką puszczoną na full - odpowiada. Widzę, że jest zachwycony nowym pokojem. 
-Musimy czekać - wzdycham.
-Nie trząś się tak! - ochrzania mnie brat.
-Próbuję.
Oj, gdyby on wiedział co ja teraz czuję. Gdyby wiedział, że coś w środku mnie wyżera moje wnętrze.

-----------------------------------------------------
Dziś krótki, ale mam nadzieję, że ciekawy.
Jutro następny :) 
CZYTASZ=ZOSTAW KOMENTARZ 




środa, 12 lutego 2014

-Rozdział 21-


 Justin's POV  (z perspektywy Justina)

 Trzymam ją na rękach. Jest wyjątkowo lekka. Czuję jak jej spiczaste kości wbijają się w moje ciało. Może jest chora? Dawno już zauważyłem, że mało je. Idziemy, a raczej ja idę z Mią na rękach, bo ona nie jest w stanie, do sypialni gościnnej. Kładę ją delikatnie na łóżku. Tak, jakbym z obawą, że się połamie. Boję się o nią. 
Mia łapie mnie za koszulkę i przyciąga do siebie. Zaczyna całować, a ja to odwzajemniam. Nie mogę się powstrzymać. 
Ona mnie naprawdę pociąga. Choć próbuję się pohamować, ląduję obok niej, na łóżku.
-Teraz to zrobimy- mruczy pod nosem. Zaczyna mnie całować po szyi, a ręką próbuje rozpiąć guzik od koszuli.
-Nie, przestań- wzdycham. Chcę ją odepchnąć, ale nie potrafię.
Mia jest strasznie napalona.
-Koniec- wstaję. Kieruję się w stronę drzwi. Nie mogę tego zrobić. Nie, gdy jest kompletnie pijana. Wychodzę z pokoju. Zakluczam drzwi.

Mia's POV

Budzę się. Leżę na łóżku w pokoju gościnnym. Cisza. 
Skąd ja się tu wzięłam? Usiłuję coś sobie przypomnieć, nie potrafię.
Halo, obudź się. Jestem Mia, mam szesnaście lat. Mam nierówno pod sufitem, zrytą banię i chłopaka- Justina. Pamiętam wszystko. Oprócz wieczoru. Wstaję z łóżka trzymając się za tył głowy. Boli mnie. Próbuję wyjść z pokoju, lecz po naciśnięciu klamki orientuję się, że ktoś mnie zakluczył. Czuję się słabo, w dodatku nie mogę zaczerpnąć świeżego powietrza. Tu pachnie za słodko, aż mnie mdli. Szarpię za klamkę. Pukam delikatnie w drzwi. Pukam mocniej. Kopię w drzwi. I nic. Czy to jakieś żarty? Jest tu gdzieś jakaś ukryta kamera i ludzie, którzy czyhają, aby wyskoczyć i krzyknąć "tadam"?
Krzyczę, ale nikt mnie nie słyszy.
-Juuuuustin! - drę się wniebogłosy.
Słyszę kroki. To na pewno on. Odklucza drzwi, a ja wciąż drżę ze strachu. Gdy byłam mała często zatrzaskiwały mi się drzwi, mam przez to traumę.
-Już, już- mówi pospiesznie ktoś zza drzwi, które tuż po tym się otwierają. Justin wygląda niezwykle świeżo i delikatnie. Ma na sobie białą prześwitującą bluzkę mocno opiętą na jego cudownej klacie. Rozpływam się. Coś roztrzaskuje mnie o ziemię. Jestem miliardem kawałeczków.
-Co ci odbiło?! Dlaczego mnie tu zamknąłeś? - krzyczę prosto w jego śliczną twarz. Ręka mnie świerzbi. Mam ochotę przywalić mu w nos. On chyba to zauważa, bo chwyta mnie za nadgarstki.
-Upiłaś się kilkoma drinkami! Byłaś tak napalona, że mógłbym cię przelecieć tysiąc razy. - śmieje się.
-Na całe szczęście już nie jestem i tego nie zrobisz. - wychodzę z pokoju głośno zamykając drzwi. 
Schodzę na dół. Siadam na śnieżnobiałej sofie z obawą, że ją pobrudzę. Chcę stąd wybiec, ale nie mam dokąd. W tej chwili przychodzi SMS.

Od: Cara
Nieźle się liżesz, kicia :P

Czy... Nie. To nie może być prawda. Nie całowałam się po pijanemu z Carą, prawda? Proszę, niech ktoś mi powie, że po prostu pomyliła numery. Co ja z siebie zrobiłam? Totalnie mi odbiło? 
Ktoś dzwoni. Mam nadzieję, że to nie kolejna osoba, która chce mi opowiedzieć co robiłam wczoraj. 
-Halo? - wyduszam z siebie.
-Cześć...Tu pani Manghay- przedstawia się znajomy głos. Zamarłam. Czego ona chce? Serio, musi mi przypominać o tym co się stało? - Spotkajmy się - prosi.
-Po co?
-Opuszczasz szkołę! Chyba nie chcesz, abym zaprosiła do siebie twoich rodziców?
-Gdzie?
-Tam, gdzie zawsze, jak najszybciej.
-Za moment będę. 
Jestem trochę roztrzęsiona. Faktem jest to, że zaczęłam opuszczać szkołę, ale uczę się w domu w wolnych chwilach (których mi brakuje). Muszę szybko się ogarnąć i pójść na spotkanie z dziwką panią Manghay. Zakładam o wiele za dużą na mnie koszulkę Justina i legginsy moro. Wyglądam jak bezdomna, ale czuję się niesamowicie. Pachnę jak Justin. Nie czeszę włosów. Moje bujne loki zawsze wyglądają jak nieuczesane, więc to nie zrobi mi różnicy. Biegnę na górę, aby powiedzieć bratu, że wychodzę.
-Oliver! - walę pięścią w drzwi. 
-Nie ma- odpowiada zaspanym głosem. Wchodzę do środka i zastaję tam leżącego, półprzytomnego brata. 
-Wychodzę.
-Ale gdzie? -zrywa się z łóżka, rozciąga i ziewa.
-Nie twój interes. Nie wiem kiedy wrócę. Na stole zostawiłam mleko i płatki, chyba wiesz co z tym zrobić. Pa.
-Czekaj! 
-Czego?
-Co ty wczoraj wyprawiałaś? - pyta patrząc na mnie jak na wariata. Wychodzę z pokoju.

 Tak bardzo przyzwyczaiłam się do wygód w domu Justina, że nie mogę odnaleźć się w prawdziwym świecie. Dostrzegam sporą różnicę pomiędzy rajem, a rzeczywistością. Wciąż mam wrażenie, że to sen i nigdy nie chcę się budzić. Pierwszy raz gdzieś w głębi siebie mam wrażenie, że jest okej. 

Wchodzę do sali z ponurą miną. Nie chcę patrzeć na psycholog, która krótko mówiąc...zniszczyła mi życie. Manghay siedzi przy swoim biurku. Ledwo ją poznaję. Czy to aby na pewno ona?Wygląda zupełnie inaczej niż zwykle. Chyba zapomniała o tapecie, innego wyjścia nie ma. Podkrążone oczy, kilka zmarszczek i wągry to coś, co powinno być jej obce. W dodatku jest zupełnie inaczej ubrana. Zwykły biały sweterek ze złotymi nitkami i wytarte dżinsy. Zazwyczaj nosi przecież miniówki, które prawie odsłaniają jej tyłek. Takie osoby jak ona nie powinny pracować w szkole. Chłopcy, których uczy, ślinią się na jej widok. Justin też się ślinił. A wydawało mi się, że on jako jedyny nie jest nią zainteresowany. Udawał. Gdy o tym pomyślę, łzy same cisną mi się do oczu.
-Dzień dobry- witam się po dłuższej chwili milczenia. 
-Usiądź- pani Manghay nerwowo gniecie w rękach sweter. Głowę ma spuszczoną w dół, nie potrafi spojrzeć mi w oczy.
Boję się, że ma mi coś jeszcze do powiedzenia.
-Mia, ja muszę cię przeprosić.
-Znowu chce pani do tego wracać? Trzeba było wcześniej się zastanowić. 
-Wiem, że źle zrobiłam.
-Ź l e? Pani się przespała z własnym uczniem! To nie jest złe, to jest...to jest...nie potrafię tego wyrazić słowami- w oczach mam łzy wielkości grochu. Nie pozwolę im się wydostać na zewnątrz. Nie wymięknę.
Psycholog, jednak wymiękła i płacze jak dziecko. Jest mi jej żal, ale nie mam zamiaru  jej pocieszać. Telefon w mojej kieszeni wibruje. To na pewno Justin dzwoni.
-Jestem tylko człowiekiem. On mnie...sprowokował. 
-Tak? - przełykam głośno ślinę.
-Jest taki...pociągający. - rumieni się.
-Wiem. Dlaczego ktoś taki pracuje w szkole? Właściwie...Dlaczego pani jest jeszcze na wolności? Powinni panią zamknąć za seks z nieletnim.
-Kiedy on sam tego chciał! Rzucił się na mnie jak zwierzę. 
-Ile razy wy to robiliście? - z trudem wymawiam te słowa.
-Trzy...
-Co?!
-Nic nas nie łączy. On kocha ciebie. Tylko ciebie.
-Idę stąd. Nie potrzebnie tu przyszłam. - wstaję, przerzucam torbę na ramię i udaję się w stronę drzwi.
-Czekaj! Ja tylko chcę...
-Czego ty możesz chcieć?- przypadkowo zwróciłam się do niej na "ty", ale chyba nie zwróciła na to uwagi albo nie przeszkadza jej to.
-Chcę żebyś mi wybaczyła. Mam wielką nauczkę na przyszłość. - łapie się za prawą dłoń, przejeżdża palcem po nadgarstku. Podchodzę do niej. 
-Chwilunia...- mruczę pod nosem po czym podwijam jej rękaw. Próbuje się bronić, ale jest bezsilna. Nie wierzę własnym oczom. Na jej nadgarstkach widnieją rysunki podobne do moich.

-----------------------------------------------------
Przepraszam, że tak długo czekaliście, lecz
miałam problemy z blogiem. Już jest wszystko okej.
CZYTASZ= ZOSTAW PO SOBIE KOMENTARZ
Dziękuję wam za to,że jesteście.
Mogę śmiało stwierdzić, że mam NAJLEPSZYCH CZYTELNIKÓW NA ŚWIECIE. :)


Prawdopodobny koniec

Zastanawiam się nad odejściem/ usunięciem bloga:)
Chciałam pisać dla zabawy, traktuję to jako hobby.
Pewnie będą tu sapy pod spodem, ale zamierzam teraz bez skrupułów napisać co myślę o was. 
Zwracając się do"was" mam na myśli osoby, które dobrze wiedzą, że tu o nie chodzi. NIE ZWRACAM SIĘ DO WSZYSTKICH.
Jesteście podli. :)
To, co napisałam dotychczas to tylko początek.
Akcja rozwinie się wówczas, gdy Justin umrze. Tak, on umrze.
Robię co w mojej mocy, aby wam dogodzić. Ale wy macie to głęboko w dupie. Chcę dodawać rozdziały jak najczęściej, ale mam swoje życie i swoje problemy. Problemy, o których większości z was się nawet nie śniło. Poza tym, często ten blog mi się zawiesza i nie mogę dodać. Ale sapy, jak zawsze, tylko do mnie.
Jeśli coś wam się nie podoba, to po prostu tego nie czytajcie czy to takie, kurwa, trudne? :)
Chyba jednak nie, co? Jeśli mi się coś nie podoba, to nie czytam.
Zrobiłam wam coś na wzór "testu (?)" i Mia ubrała legginsy moro. 
HAH! Armia buntowników już ruszyła do  boju. "Mia to gimbus!" Brawo chuje :) 
Albo te teksty "Mia jest brzydka"
Hehe. Zero tolerancji. Jesteście straszni. 
MOJE OPOWIADANIE = PISZĘ JE TAK JAK CHCĘ, DLA TYCH, KTÓRZY CHCĄ TO CZYTAĆ!
Chciałam, żebyśmy byli rodziną.
Chciałam, żeby moja wyobraźnia do was dotarła. Chciałam poruszyć ważne tematy jak: samookaleczanie, nastoletni seks, narkotyki, tolerancja.
Ale nie potrafię jednak do was dotrzeć.
Mam wielu cudownych czytelników, perełki, które kocham.
Dlaczego nie możemy się jakoś...zgrać?
Chciałabym, żebyśmy się polubili.
Tylko tyle.


wtorek, 4 lutego 2014

-Rozdział 20-



   Minął tydzień. Tydzień bez chodzenia do szkoły, bez obowiązków, mamy i zmęczenia. Tydzień relaksu. W dodatku z chłopakiem moich marzeń. "Kocham cię" do tej pory brzmiało dla mnie jak tanie słowa wypowiadane w filmach romantycznych. Nie lubiłam takich filmów. Są przepełnione obrzydliwą, udawaną miłością. Głównym bohaterom zależy tylko na bliskości ciał, nie umysłów. Między nimi nie widać więzi, dlatego, że tylko grają zakochanych. Własnie to mi się nie podoba. 
-Zróbmy imprezę- proponuje Justin mając na sobie tylko i wyłącznie granatowe bokserki z logo Superman'a. Wygląda nieziemsko. Włosy niedbale ułożone i zaspane oczy też mi się podobają. Po prostu pierwszy raz patrząc na kogoś, nie zauważam wad. 
-No nie wiem...Znowu się upijesz, a ja będę biegała po lesie jak popieprzona. - mówię obrażonym tonem głosu, a Justin przewraca swymi bursztynowymi oczami.
-Miaaaa- przeciąga- Prooooszę- robi minkę smutnego szczeniaczka patrząc mi prosto w oczy. Muszę się zgodzić, nie mam wyjścia.
-Dobra, zrobimy. - całuję go w kącik ust. 
-Mam najlepszą dziewczynę na świecie- całuje mnie w nos.
Dziewczynę. D z i e w c z y n ę. Czyli mam chłopaka. Pierwszego chłopaka w życiu. Tylko czemu Justin nie spytał się oficjalnie o to, czy zostanę jego dziewczyną? 
-Ech. O której ta impreza? Trzeba tu trochę posprzątać- wzdycham z trudem, wskazując na stół pełen resztek jedzenia i stertę ciuchów na podłodze. 
-Przed odkurzaniem pamiętaj, aby założyć seksowną bieliznę- śmieje się Justin przygryzając dolną wargę. Rzucam w niego poduszką. 
-Ha, ha, bardzo śmieszne. Ty będziesz odkurzał, za karę. - apeluję.
-Odkurzę, ale coś za coś.
-Oj dobra, zobaczy się- oblizuję usta. To chyba zachęca Justina, bo w ułamku sekundy już stoi i wzrokiem szuka miejsca, w którym mógłby być odkurzacz. Oj, głuptasek. Mieszkam tu zaledwie kilka dni, ale lepiej wiem gdzie on jest. Biegnę na piętro i wracam ze zgrabnym i poręcznym odkurzaczem w ręku. Justin robi minę uznania po czym uśmiecha się dumnie. 
Sprzątamy.

Przez całe popołudnie sprzątaliśmy. Mieliśmy przy tym niezły ubaw. Justin jest przyzwyczajony do wygód, więc kompletnie nie umie sprzątać. To nic, wszystkiego go nauczę. Gdy już skończyliśmy, obejrzeliśmy jakąś tanią komedię, która akurat leciała w telewizji. Przynajmniej mogłam ze spokojem pospać na rozgrzanej klacie Justina.
Zostało kilkadziesiąt minut do imprezy. Muszę się ubrać, zrobić makijaż i wszystkie najmniejsze poprawki. 
-Justin, rusz tyłek i jedź do cukierni po jakieś ciasta, musimy czymś poczęstować gości.
-Zamówimy pizzę- sprzeciwia się Juss.
-No dobrze, ale coś słodkiego też musi być.
Justin nawet się nie zastanawia. Wstaje i idzie do cukierni. Przed wyjściem posyła mi słodki uśmiech. Teraz mam czas, aby zamienić się w kogoś zupełnie innego.
Podchodzę do lustra. Ble. Dlaczego podobam się Justinowi?
Widzę przed sobą okrągłą, pyzowatą twarz, niesymetryczne, spierzchnięte usta, oczy pełne strachu i obłędu. Wyglądam jakbym wyszła z psychiatryka. Jestem wariatką. Przemywam twarz tonikiem. Nakładam podkład i trochę pudru. Używam pomadki ochronnej na usta. Dokładnie tuszuję rzęsy i w kącikach oczu nakładam biały cień, przez co oczy wyglądają na bardziej żywe.
Tak o niebo lepiej. Nadal brzydko. Co na siebie założyć? Postawić na swobodę czy elegancję? A może coś bardziej...seksownego?
Decyduję się na  to bo to najlepsza jaką mam. Mam nadzieję, że nie wyglądam jak zawsze źle.
Justin wraca dość szybko.
-Już jestem kocha...- przerywał, gdy tylko msukienka nie ujrzał. Gapi się na mnie, przez co czuję się niezręcznie. Ma minę jakby zaraz chciał się na mnie rzucić. Tak bardzo bym tego chciała. Tak bardzo się boję.
-I jak? Kupiłeś coś? - pytam kładąc dłoń na biodrze. Prostuję się.
-Wyglądasz nieziemsko. - mruczy niewyraźnie pod nosem. Nie zrozumiałam dokładnie. Chwilę zastanawiam się czy nie powiedział czasem "wyglądasz kurewsko", ale muszę być dobrej myśli.
-Dziękuję- odwdzięczam się uśmiechem. Chciałam powiedzieć, że on wygląda seksownie i jest cholernie przystojny, ale słowa przykleiły się do języka uniemożliwiając wypowiedzenie ich. 

 Impreza właśnie się zaczęła. Do domu schodzą się znajome mi ,tylko z widzenia, osoby. Są dziewczyny, które wyglądają jak tanie prostytutki, są też takie bogato ubrane i te zwykłe, a jednak niezwykle popularne. Pewnie wredne. Po jakimś czasie wchodzi też Carolina. Jej wygląd jest o niebo lepszy niż go sobie wyobrażałam. Myślałam, że będzie wyglądać pięknie, a wygląda przepięknie. Idealnie. Ma na sobie czarną bluzkę z dużym dekoltem i turkusową spódniczkę z wysokim stanem. Na uszach mienią się turkusowo- srebrne kolczyki i buty na wysokim obcasie. Jej blond, bujne loki opadają swobodnie na ramiona. Szukam wzrokiem Justina. Jest wpatrzony w Carę. Mam ochotę dać mu w twarz, ale z drugiej strony...Nie dziwię mu się. Szczerze, jest mi przykro.
Widzę jak Cara oblizuje usta patrząc na Justina.
Nie wytrzymuję. Podchodzę do niej.
-Odwal się od  m o j e g o  chłopaka! - wrzeszczę jej prosto w twarz. Jestem nieźle wkurzona. Cara wybucha śmiechem.
-Kotku, oszalałaś? Kogo? Chodzi ci o Justina? On będzie mój. Jeszcze dziś.
-Co?! - wściekam się jeszcze bardziej. Mam ochotę jej przywalić.
-Czekaj...Czy ty powiedziałaś "mojego chłopaka"?
-Tak. Justin to mój chłopak. - uśmiecham się wzbudzając zazdrość. Carolina wybucha jeszcze większym śmiechem.
-Justin nigdy nie byłby z taką szkaradą. - odpowiada po chwili zastanowienia. Wygląda na szczęśliwą, lecz w jej oczach zauważam pustkę. Podobna pustka włada jej głową.
-Ruchamy się- rzucam bezmyślnie. Carolina nie odpowiada. Stoi jak słup wpatrzona we mnie. Widzę, jak jej usta drżą z gniewu. Chce coś powiedzieć, ale się waha. I dobrze. Szczena jej opadła. Brawo Mia! 
Wychodzę na taras. To tam wszystko się rozgrywa. Na stole jest mnóstwo drinków. Ludzie tańczą i się śmieją. Też chciałabym być tak cholernie szczęśliwa. Tylko, że ja co jakiś czas muszę chodzić na górę patrzeć czy u Olivera wszystko w porządku. Gra na PS3. Jest w siódmym niebie. A jego siostra mogłaby być, gdyby tylko się odważyła. 
Podchodzę do stołu z alkoholem. Wypijam cztery drinki, jeden po drugim. Kręci mi się w głowie. Chwieję się. Zwykle nie piję alkoholu. Dwa piwa to dla mnie stanowczo za dużo. 
Chyba zaraz zwymiotuję.
Podbiegam do Justina, który jest na pewno bardziej trzeźwy ode mnie.
-Zróbmy to- szepczę mu do ucha zawieszając ręce na jego szyi. 
-Mia! Ty jesteś pijana- Justin odgarnia mi włosy z twarzy. Wpatruje się prosto w moje oczy...

Justin's POV

Ona tak po prostu proponuje mi seks. Nie spodziewałem się tego, że się upije. Przecież to do niej nie pasuje. To nie Mia. Chcę się zgodzić, ale chyba nie mogę. Mam zrobić to, wówczas gdy ona jest pijana? Tak naprawdę nie chce tego, alkohol tego chce. Z drugiej strony mam wielką ochotę zedrzeć z niej tą piękną sukienkę. 
Jest tak cholernie pociągająca. Boję się, że zaraz przeliże się z jakimś typem albo jeszcze gorzej...Muszę być przy niej i ją pilnować jak oczka w głowie. Super impreza. 
Carolina jest taka seksowna. Nie mogę o niej myśleć. Justin, idioto, nie myśl o niej. Siedzę jak idiota na kanapie obok niej. Inni się bawią- ja nie mogę. Wciąż mnie całuje. To mnie tak podnieca, że mam ochotę wziąć ją na ręce i iść na górę. Nie zrobię tego. Nie mogę! Kurwa, co ona robi? Mia właśnie całuje się z Carą. Dobra, dosyć tego. Zabieram ją stąd. Idziemy na górę...
------------------------------------------------------------
Czytasz? Zostaw komentarz z twoją opinią!
Do osoby, która pisała, że dziewczyna na nagłówku (piękna Lucy Hale) nie pasuje na Mię, bo nie wygląda jakby miała depresję. Pisała też, że nie pasuje do Justina, bo jest gruba i brzydka.
Więc...droga czytelniczko... Moim zdaniem Lucy Hale jest piękna. Mia chowa depresję pod makijażem i uśmiechem. Chciałam, aby ta dziewczyna była (w opowiadaniu, bo Lucy nie jest gruba!!) przy kości, aby pokazać, że w takiej kobiecie też może zakochać się ideał.
Pozdrawiam i kocham <3 



sobota, 1 lutego 2014

-Rozdział 19-




       
       Godzina dwudziesta druga. Siedzę na kanapie. Słyszę donośne bicie zegara ściennego. Mocno kontrastuje z biciem mojego serca. Zegar jest spokojny i opanowany, a serce bije w szybkim tempie. Jak obłąkane. Jak ja. Justin wyszedł "na spacer". Wiem dobrze, że poszedł po prostu zapalić. Myślał, że nie mam pojęcia o jego nałogu. Lubi palić. Lubi pić. Lubi seks. Lubi wszystko co grzeszne albo nielegalne. Mimo to, jest jak aniołek. Upadły anioł, który choć zgrzeszył,wciąż ma w sobie coś dobrego. Pragnie rozsiać szczęście wśród osób zagubionych i obłąkanych. Jego zadaniem jest naprawienie świata. Justin wraca.
-Gdzie byłeś?
-Zapalić. - rzuca oschle. Zamarłam. A jednak mi powiedział. Nie robi z tego nic wielkiego. Po prostu powiedział to wprost jakby tak miało być.
-Przecież nie palisz. A przynajmniej tak mówiłeś. 
-Palę. Myślałem, że to łatwe do przewidzenia. - uśmiecha się słodko i niewinnie.
Ma na sobie ciemne jeansy, które jak zawsze są upuszczone ciut za nisko i biały podkoszulek. Widać mu bokserki.
-Podciągnij spodnie. -rozkazuję, choć mam wielką nadzieję, że tego nie zrobi. Wygląda seksownie.
-Nie podobają ci się widoki? - śmieje się Juss. Podbiega do mnie i zaczyna łaskotać. Śmieję się jak opętana. Dawno tego nie czułam. 
Depresja objęła mnie w całości. Stała się moją najlepszą przyjaciółką. Teraz czuję jakby na chwilę mnie opuściła.
-Nie, nie podobają- żartuję sobie. Justin na złość rozpina rozporek i opuszcza spodnie aż do ziemi. Śmieję się jeszcze głośniej. On też.
-Ty idioto! Zakładaj te spodnie- ledwo wypowiadam te słowa. 
Justin, chyba na złość, ściągnął też podkoszulek. 
Jego klata jest niesamowita. Nie mogę się napatrzeć. Próbuję odwrócić wzrok żeby nie wyglądać na napaloną dwunastkę. Nie potrafię. Justin to chodzący seks. Jestem pewna, że nie ma na świecie dziewczyny, której by się nie podobał.
-Czy ty coś sugerujesz? - pytam oblizując usta. Mam wielką ochotę na niego.
-Taaak. 
Podchodzi do mnie. Nachyla się i zaczyna namiętnie całować.
Szybko mu przerywam. 

-Umyj zęby. Czuć fajki- robię zniesmaczoną minę. Nie mija minuta. Justin już znajduje się w łazience i szoruje zęby jak dzieci z podstawówki na fluoryzacji.
Jestem spięta. Istnieje wielka możliwość, że to zrobimy. Boję się Chcę tego. Jestem za młoda. I kompletnie nie gotowa. 
Nie. Nie chcę tego. Boję się. Denerwuję się. Zaraz zemdleję. 
Czuję coraz szybsze bicie własnego serca. Chyba zaraz wybuchnie. Chcę być jak mała dziewczynka, która brzydzi się całowania, a zamiast chłopaka woli lalki Barbie. Ta mała dziewczynka jest gdzieś w środku mnie, przykryta kołdrą dojrzałości. Muszę ją odkryć.
Justin wraca. Czuję zimne kropelki potu na moim rozgrzanym czole. Teraz wydają się być wręcz lodowate. Jakby ktoś przykładał lód do spalonego na słońcu czoła Czuję jak w oczach zbierają się łzy. Łzy lekkie, a zarazem ciężkie jak cały świat. Te łzy to wszystko. Wszystko próbuje uciec ode mnie.
On podchodzi do mnie i chwyta moją dłoń.
-Kocham cię. - całuje ją patrząc mi głęboko w oczy. Boję się, że zacznie czytać w moich myślach. Jest tak niebezpiecznie blisko. W każdej chwili może po prostu zacząć mnie rozbierać. Nie mogę się wyrywać. Nie dam rady. Jest zbyt silny. Poza tym, gdybym zaczęła się wyrywać, na pewno uzna mnie za totalną wariatkę. Tylko, że ja jestem totalną wariatką. Chyba powinien o tym wiedzieć skoro ze mną jest. 
-Ja cię też- odpowiadam. Jestem strasznie spięta. Justin chyba to zauważa, bo po chwili proponuje, abyśmy obejrzeli film. 
Tą postawą pokazał, że jest idealnym chłopakiem. Zaimponował mi.

 Oliwer będzie spał w pokoju Justina, a my w sypialni. Pokój Jussa jest nowoczesny i wręcz lśni czystością. To dziwne. Justin nie wygląda na kogoś kto dba o porządek. Pewnie mają sprzątaczki. Jego mama nie byłaby w stanie posprzątać tak ogromnego pałacu domu. Szczególnie, jeśli wciąż lata samolotami. W końcu jest stewardessą. Nie wiem czemu ten fakt aż tak mnie bawi.
Wracając do pokoju Justina, spróbuję dokładniej opisać jego wygląd. Pokój jest wielki, zdecydowanie większy od mojego salonu.
Ściany w kolorze brudnej bieli, na podłodze rozciąga się granatowy dywan, którego miękkości nie da się opisać słowami. Justin sypia na wodnym łóżku, które jest obrzydliwie wygodne. Do podkreślenia bogactwa i przepychu z sufitu zwisa ogromny, kryształowy żyrandol. Nie umiałabym mieszkać w takim domu. Codziennie umierałabym ze strachu, że mogę coś zepsuć lub pobrudzić.
Sypialnia mamy Justina jest jeszcze piękniejsza. Szczerze mówiąc, nigdy nie widziałam ładniejszego pomieszczenia. Jest w niej delikatnie i dziewczęco. Białe ściany  i dywan w kolorze ecru dodają nutkę romantyzmu. Tutaj także jest wodne łóżko, ale większe i jeszcze wygodniejsze niż w pokoju Juss'a. Pościele mają kolor delikatnej i wyjątkowo jasnej odcieni różu. Na białej komodzie stoi wazon z kwiatami. W całej sypiali pachnie słodko i świeżo. Czuję się w niej jak w kwitnącym raju. 
Próbowałam się powstrzymać, ale nie udało mi się. Wydobyłam z zachwytu ciche "wow". Justin zaśmiał się i zarumienił. 
-Mnie się tu nie podoba. Zbyt dziewczęco.
Nie ma się co dziwić. Justin to chłopak z krwi i kości. I z czegoś jeszcze...
Justin staje za mną i łapie mnie w talii. Delikatnie kołysze się w rytm muzyki. Wydaję stłumiony jęk zaskoczenia i radości.
Po chwili już czuję jak całuje mnie po szyi. Uwielbiam to bardziej od czekolady. A ja naprawdę uwielbiam czekoladę.
Nigdy nie czułam się tak szczęśliwa. To najlepsze chwile mojego życia. Chcę wtulić się w niego raz na zawsze i nigdy nie odchodzić.

 Już późno.
-Gdzie będę spała? - pytam.
-Ze mną- odpowiada szybko Justin.
Leżymy w łóżku.
Jest mi zimno.
Wtulam się w Justina.

Jest cudownie.
Jest idealnie.

Zasypiam.


--------------------------------------------
Im więcej wyświetleń tym szybciej dodawane będą rozdziały.
Pamiętajcie o komentarzach, które mnie motywują i zachęcają do pisania! :*