czwartek, 24 kwietnia 2014

-Rozdział 28-

Podobno tak naprawdę można umrzeć na trzy różne sposoby.
Ze smutku, z radości, ale najlepiej jest umrzeć z miłości.

(...)
-Co jest?- Justin zrywa się na równe nogi.
-Nie...Nic. - chowam twarz w dłoniach. Z całych sił usiłuję wziąć oddech. Zniszczyłam to. Sama nie wiem co mi się stało. Lęk zawładnął moim umysłem. Chciałam się z nim kochać, ale coś mnie zatrzymało. Coś kazało mi to wszystko zakończyć. 
Spoglądam jednym okiem na Justina. On chyba jest zły. Wiem, że bardzo chciał to zrobić. Jego mina mówi tylko: "ta idiotka zawsze wszystko musi zepsuć". Może tak myśli. Łzy cisną mi się do oczu. Na razie udaje mi się je powstrzymać, ale czuję, że za chwilę zacznę płakać. Znowu.
Justin siada obok mnie. Jest w samych bokserkach. Nagle jego bliskość zaczęła mi przeszkadzać. Po prostu czuję, jakby on namawiał mnie na coś złego. Kładzie na swoich kolanach moją dłoń. Chwilę ją pieści. Przesuwa nią po swoim kolanie. Ej, co on odpierdala odwala? Zerkam na niego. Wygląda jakby próbował się na czymś skupić. Kompletnie nie zwraca na mnie uwagi. Przygryza wargę. Kładzie moją rękę na swoim kroczu. Przegiął. Ale skoro chce się tak bawić, to tego pożałuje.
Pozwalam mu władać moją ręką.
Pozwalam mu, sprawiać sobie przyjemność.

Chcę zobaczyć, jak daleko się posunie.
Czuję coś niebywale dziwnego, gdy dotykam jego...wypukłości. Nawet przez bokserki. Dlaczego to mi się spodobało? Nie, Mia, nie myśl tak.
Dość.
Wybiegam  z pokoju.
Justin klnie pod nosem. Siada okrakiem na łóżku i topi twarz w dłoniach. Wiem, że jest zły. Nie wiem tylko na kogo. 

                                        ***
Minęło kilka godzin od...Sama nie wiem jak to nazwać. 
Justin nadal się do mnie nie odzywa. Zamknął się w sypialni.
Nie wiem co robi i nawet nie chcę wiedzieć. Siedzę z Oliverem w salonie. Oglądamy jakieś badziewne komedie. On wciąż się śmieje, a ja, chociaż próbuję, nie umiem. Może z tego wyrosłam. 

Życie często daje nam w kość. Zaskakuje na różne sposoby. Powinniśmy iść na przód, mimo wszystko. Stawiać czoła naszemu największemu wrogowi. Dlaczego tym wrogiem okazuje się być życie?
Słyszę jak Justin kręci się w kuchni. Mam nadzieję, że tu nie wejdzie. Nie mam ochoty teraz z nim rozmawiać. Ale los oczywiście mnie zawodzi. Justin przechodzi przez salon. Patrzę na niego kątem oka. Nawet na mnie nie spogląda. Nie chciałam, żeby tak wyszło. Nie chcę, żeby traktował mnie jak powietrze. Wiem, że będę musiała z nim porozmawiać, ale nie mam pojęcia jak zacząć rozmowę. Co mu powiedzieć? 

Że jestem zbyt wrażliwa
Że jestem inna
Że jestem samowystarczalna
Że nikt mnie nie lubi
Że nie mogę patrzeć w lustro
Że boję się ludzi
Że cierpię każdego cholernego dnia
Że użalam się nad sobą i nie próbuję się, kurwa, zmienić

Dostaję szału. Mimo, że wewnątrz mnie wszystko wrze, nie ukazuję żadnych emocji. Mam kamienną twarz, zawsze. Wtedy, kiedy się cieszę. Wtedy, kiedy się smucę. Wtedy, gdy się boję.
Powinnam wreszcie wziąć się w garść. Moje życie towarzyskie ogranicza się do rozmowy z Justinem i wymiany spojrzeń z Oliverem. Chcę się zmienić. Chcę żyć. Inaczej.
-Chodźmy na spacer- rzucam słowa w stronę siedzącego obok mnie brata. Spogląda jednym okiem na mnie. Wygląda na zdziwionego. Może nawet zszokowanego. Proponowanie czegoś przeze mnie jest nienaturalne. 
-Luzik- odpowiada bez zastanowienia. Chyba nie wie, że pytam serio, bo nawet nie podnosi tyłka z kanapy.
-Dobry pomysł, idźcie gdzieś- mruczy pod nosem Justin. Chyba sądzi, że tego nie usłyszałam. Tak bardzo chciałabym tego nie słyszeć. Czasem żałuję, że odzyskałam słuch. Czasem żałuję, że się narodziłam. 
-Dalej, rusz tę grubą dupę, mały chuju
-To jak, idziemy?

                                      ***

Dawno nie spacerowałam z Oliverem. Ja w ogóle nie spacerowałam. Idziemy wąską, leśną ścieżką. Nieważne gdzie spojrzę, ujrzę drzewa. Potężne, wysokie drzewa. Mam wrażenie, że one żyją i gapią się prosto na mnie. Współczują mi. Drzewa mi współczują. Nie wiem jak się zachować. Czy już kompletnie mi odbiło? Przeczesuję palcami włosy. Są takie miękkie. Dawno nie dotykałam swoich włosów. I dawno ich nie obcinałam. Nie sądziłam, że będą aż tak długie. Sięgają prawie do pasa. Zawsze podobały mi się długie włosy, ale na mnie to nie wygląda dobrze.
Jestem brzydka. Nienawidzę siebie.

-Mia! - Oliver aż podskoczył. 
-Czego? 
-Okropnie schudłaś. Sama skóra i kości. Już dawno zauważyłem, że mało jesz. - tu przerywa, bierze głęboki oddech - jesteś za chuda - dodaje.
Nie odpowiadam. Za chuda za chuda za chuda za chuda. Te słowa natrętnie dźwięczą w moich uszach. Raz za gruba, raz za chuda.
Na lekcjach rzucali we mnie karteczkami z napisami w stylu "schudnij, grubasie". Proszę bardzo! Schudłam. Pójdę jutro do szkoły tylko po to, aby zobaczyli jak idealnie chuda jestem.

-Dziękuję- odpowiadam po chwili zawiasu. (te zawiasy u mnie zdarzają się za często).
Jutro pójdę do szkoły.

-------------------------------------------------
następny rozdział będzie szybciej niż zwykle:)
wielkie podziękowania dla Julci za pomoc. :)

niedziela, 13 kwietnia 2014

-Rozdział 27-

Rozdział napisany przy pomocy pewnej cudownej osóbki, która wtrąciła swoje "trzy grosze".:) 

Każdy jego oddech daje tlen moim płucom.
Choć te kłótnie kiedyś powrócą
W pocałunku zastygnięcie spróbujemy szukać zgody.
Choć różnimy się od siebie jak dwie krople czystej wody.

 Jest znakomicie. Leżę na białej skórzanej kanapie, a miłość mojego życia pichci coś w kuchni. Jednym okiem zerkam w jej stronę. On tam jest. Uśmiechnięty, choć wciąż zdezorientowany. Chyba nie wierzy w to, że mu wybaczyłam. Chyba nie wie, że oddałabym za niego życie. Robi naleśniki. Któż by pomyślał, że Justin potrafi świetnie gotować? A czego on nie potrafi? Zdolniacha. M o j a zdolniacha. Szczerze mówiąc, podnieca mnie, gdy nie ma na sobie koszulki. Nawet jeśli jest w kuchni, jak teraz. Przyglądam się jego idealnie wyrzeźbionej klacie. Justin, przestań być tak seksowny. 
Nagle nasze spojrzenia się spotykają. Przypuszczam, że właśnie wyglądam jak burak. Justin promienieje. 
-Patrzyłaś na mnie- mówi, hamując śmiech.
Mia, ty idiotko. Czerwienię się jeszcze bardziej. Bariery Justina właśnie runęły i parsknął śmiechem.
Podchodzi do mnie. Jego namiętne usta, jego hipnotyzujące oczy, jego seksowne ciało są coraz bliżej mnie. Leżę na kanapie. Justin podchodzi po czym zaczyna mnie całować. Siada okrakiem na moim podbrzuszu, ale delikatnie, aby mnie nie skrzywdzić. Justin szybkim i zwinnym ruchem podwija moją koszulkę, odsłaniając brzuch. Jego palec wędruje po moim rozgrzanym ciele. Wyginam plecy w łuk, a on szepcze mi do ucha "jeszcze nie". Jego dotyk mnie podnieca. Jego głos mnie motywuje, a oczy mnie onieśmielają. Rękoma oplatam jego szyję, przyciągam go jeszcze bliżej siebie. Między nami  nie ma ani centymetra wolnej przestrzeni.  Całujemy się tak, jak jeszcze nigdy się nie całowaliśmy. Justin łapie  moje biodra i próbuje zsunąć ze mnie spodnie. Jestem na to gotowa. Jestem gotowa na wszystko.
Wewnątrz mnie wybuchł wulkan miłości i pożądania. Pragnę jego ciała, jego bliskości.
Zauważam, że Justin rozpycha się tak, jakby brakowało mu miejsca, aby pokazać jak bardzo mnie kocha. Nie zastanawiając się długo, podnosi mnie i niesie do sypialni jak pan młody swoją świeżutką żonę. Śmieję się.
-Jesteś taka lekka- Justin promienieje, swoim nosem pociera o mój. 
Jego słodki zapach  onieśmiela.
Justin rzuca mnie na łóżko. Znów się całujemy. Coraz namiętniej. Nasze ciała są coraz bliżej siebie. Nasze oddechy są coraz bliżej siebie. Jeszcze nigdy nie byłam tak blisko nikogo. 
Przerywamy całowanie. Brakuje nam tchu. Mi brakuje też słów, aby odpisać to cudowne zdarzenie. Justin głęboko oddycha. Widzę, że próbuje coś zatrzymać. Hamuje podniecenie, hamuje ten cholerny popęd, który nami kieruje. Chcę przejąć stery. Teraz moja kolej. Wykorzystuję to, że Justin leży bezwładnie na łóżku (tak, on jest nadpobudliwy i to rzadko się zdarza). Siadam na jego brzuchu okrakiem. Zerkam na moment w jego bursztynowe oczy. Wydają się być nieobecne, jakby zapanował nad nimi jakiś obłęd. Mimo to, dostrzegam w nich płomienie miłości. Chyba mu się podoba, bo uśmiecha się delikatnie i przygryza dolną wargę. Mam na sobie krótkie dżinsowe spodenki z wysokim stanem i za dużą koszulkę Justina. Właśnie spojrzałam na swoje ciuchy, bo już niedługo zostanę bez nich. Mój partner już jest w połowie rozebrany. Jak to śmiesznie brzmi... "partner". 
Poruszam wolno biodrami raz do przodu, raz do tylu. To pewnie wygląda jakbym właśnie posuwała swojego chłopaka. Nie umiem wyrazić tego, co teraz czuje. Wszystko we mnie wrze. Serce bije jak szalone. Boję się, że coś we mnie zaraz pęknie. Bije się z własnymi myślami. Umieram z sekundy na sekundę. Umieram z miłości, której nadmiar mnie zabija.
Spoglądam na twarz Justina.
Co jakiś czas przymyka oczy, w których dostrzegam szaleństwo.
Uśmiecha się do mnie jakby mówił "zaufaj mi".
Ale ja już mu ufam. Darzę go tak ogromnym zaufaniem, że uwierzę mu we wszystko. Sama do końca nie wiem dlaczego. Jego usta są stanowczo za blisko moich. Ta niebezpieczna odległość wciąż się zmniejsza. 
Całujemy się. 
Justin wsuwa swoją dłoń pod moją bluzkę. Czuję jego zimno na swoim rozgrzanym brzuchu.
To mnie tak bardzo dziwi. Jego ciało jest gorące, a ręce lodowate. No, ale podobno "zimne ręce- dobry w łóżku".
Przejedża zwinnymi palcami po mojej skórze. Czuje delikatny dreszcz. Mam ochotę jęczeć, choć to przecież nic takiego. W mgnieniu oka pozbywa mnie bluzki. 
Leżę obok niego. 
W samym staniku.
Leży obok mnie.
W samych bokserkach.
Czuję gęsią skórkę na całym moim ciele. 
Nie mogę opanować emocji. 
Czuję się jak dzikie zwierzę, które wpadło w chory trans. Mam cholerną ochotę na swoją ofiarę, którą stał się Justin. Chcę mieć go na wyłączność. I chcę, aby on miał mnie. Już na zawsze. Uporczywie próbuję opanować swoje podniecenie.
Nie potrafię. Nie wiem nawet czy chcę. Coś mi szepcze do ucha "nie masz nawet szesnastu lat". Coś wzdycha "wiek to tylko liczba".
Nie wiem co robię.
Nie wiem co powinnam zrobić.
Justin bada każdy kawałek mojego ciała swoimi ustami. Co jakiś czas zerka w moje zahipnotyzowane oczy. 
To on mnie zahipnotyzował. Swoim dotykiem, spojrzeniem i oddechem.
Posuwa się trochę za daleko, gdy wsuwa rękę pod moje... majtki.
Wydaję cichy pisk. 
On nawet się nie uśmiecha. Jest poważny. Jest skupiony.  Jest żądny mojego ciała.
Brakuje mi tlenu.
Rozpadałam się na trzysta kawałków. 
Justin próbuje pozbierać mnie z zimnej ziemi. Ale to przez niego sie rozpadłam.
On rusza palcami. We mnie.
Czuję się tak dziwnie. Jeszcze nigdy się tak nie czułam. Nawet nigdy nie myślałam, że kiedykolwiek tak się poczuję. 
Justin jest coraz szybszy.
Zaraz wybuchnę. 
Z trudnością łapię tlen. Nie mogę oddychać.
Całkowicie oddałam się Justinowi.
Czuję nagłe ciepło.
Co mi się stało?
-Stop, Justin. Stop- jestem stanowcza. Cieżko mi wydobyć z siebie słowa.
To mi się tak podoba, a jednocześnie tak bardzo się boję.
Patrzę w niebiańskie oczy Justina. 
Są tak niewinne, a zarazem intrygujące.
-Co jest? - zrywa się na równe nogi.