Ze smutku, z radości, ale najlepiej jest umrzeć z miłości.
(...)
-Co jest?- Justin zrywa się na równe nogi.
-Nie...Nic. - chowam twarz w dłoniach. Z całych sił usiłuję wziąć oddech. Zniszczyłam to. Sama nie wiem co mi się stało. Lęk zawładnął moim umysłem. Chciałam się z nim kochać, ale coś mnie zatrzymało. Coś kazało mi to wszystko zakończyć.
Spoglądam jednym okiem na Justina. On chyba jest zły. Wiem, że bardzo chciał to zrobić. Jego mina mówi tylko: "ta idiotka zawsze wszystko musi zepsuć". Może tak myśli. Łzy cisną mi się do oczu. Na razie udaje mi się je powstrzymać, ale czuję, że za chwilę zacznę płakać.
Justin siada obok mnie. Jest w samych bokserkach. Nagle jego bliskość zaczęła mi przeszkadzać. Po prostu czuję, jakby on namawiał mnie na coś złego. Kładzie na swoich kolanach moją dłoń. Chwilę ją pieści. Przesuwa nią po swoim kolanie. Ej, co on
Pozwalam mu władać moją ręką.
Pozwalam mu, sprawiać sobie przyjemność.
Chcę zobaczyć, jak daleko się posunie.
Czuję coś niebywale dziwnego, gdy dotykam jego...wypukłości. Nawet przez bokserki. Dlaczego to mi się spodobało? Nie, Mia, nie myśl tak.
Dość.
Wybiegam z pokoju.
Justin klnie pod nosem. Siada okrakiem na łóżku i topi twarz w dłoniach. Wiem, że jest zły. Nie wiem tylko na kogo.
***
Minęło kilka godzin od...Sama nie wiem jak to nazwać.
Justin nadal się do mnie nie odzywa. Zamknął się w sypialni.
Nie wiem co robi i nawet nie chcę wiedzieć. Siedzę z Oliverem w salonie. Oglądamy jakieś badziewne komedie. On wciąż się śmieje, a ja, chociaż próbuję, nie umiem. Może z tego wyrosłam.
Życie często daje nam w kość. Zaskakuje na różne sposoby. Powinniśmy iść na przód, mimo wszystko. Stawiać czoła naszemu największemu wrogowi.
Słyszę jak Justin kręci się w kuchni. Mam nadzieję, że tu nie wejdzie. Nie mam ochoty teraz z nim rozmawiać. Ale los oczywiście mnie zawodzi. Justin przechodzi przez salon. Patrzę na niego kątem oka. Nawet na mnie nie spogląda. Nie chciałam, żeby tak wyszło. Nie chcę, żeby traktował mnie jak powietrze. Wiem, że będę musiała z nim porozmawiać, ale nie mam pojęcia jak zacząć rozmowę. Co mu powiedzieć?
Powinnam wreszcie wziąć się w garść. Moje życie towarzyskie ogranicza się do rozmowy z Justinem i wymiany spojrzeń z Oliverem. Chcę się zmienić. Chcę żyć. Inaczej.
-Chodźmy na spacer- rzucam słowa w stronę siedzącego obok mnie brata. Spogląda jednym okiem na mnie. Wygląda na zdziwionego. Może nawet zszokowanego. Proponowanie czegoś przeze mnie jest nienaturalne.
-Luzik- odpowiada bez zastanowienia. Chyba nie wie, że pytam serio, bo nawet nie podnosi tyłka z kanapy.
-Dobry pomysł, idźcie gdzieś- mruczy pod nosem Justin. Chyba sądzi, że tego nie usłyszałam. Tak bardzo chciałabym tego nie słyszeć. Czasem żałuję, że odzyskałam słuch.
-To jak, idziemy?
***
Dawno nie spacerowałam z Oliverem. Ja w ogóle nie spacerowałam. Idziemy wąską, leśną ścieżką. Nieważne gdzie spojrzę, ujrzę drzewa. Potężne, wysokie drzewa. Mam wrażenie, że one żyją i gapią się prosto na mnie. Współczują mi. Drzewa mi współczują. Nie wiem jak się zachować. Czy już kompletnie mi odbiło? Przeczesuję palcami włosy. Są takie miękkie. Dawno nie dotykałam swoich włosów. I dawno ich nie obcinałam. Nie sądziłam, że będą aż tak długie. Sięgają prawie do pasa. Zawsze podobały mi się długie włosy, ale na mnie to nie wygląda dobrze.
-Mia! - Oliver aż podskoczył.
-Czego?
-Okropnie schudłaś. Sama skóra i kości. Już dawno zauważyłem, że mało jesz. - tu przerywa, bierze głęboki oddech - jesteś za chuda - dodaje.
Nie odpowiadam. Za chuda za chuda za chuda za chuda. Te słowa natrętnie dźwięczą w moich uszach. Raz za gruba, raz za chuda.
Na lekcjach rzucali we mnie karteczkami z napisami w stylu "schudnij, grubasie". Proszę bardzo! Schudłam. Pójdę jutro do szkoły tylko po to, aby zobaczyli jak
-Dziękuję- odpowiadam po chwili zawiasu. (te zawiasy u mnie zdarzają się za często).
Jutro pójdę do szkoły.
-------------------------------------------------
następny rozdział będzie szybciej niż zwykle:)
wielkie podziękowania dla Julci za pomoc. :)