środa, 11 grudnia 2013
-Rozdział 8-
Pomogłam mu. I to jak. On tego nie docenił, kompletnie się tym nie przejął. Ma mnie tam gdzie nie dochodzą promienie słońca. I nie chodzi mi wcale o szafę. Ten świat jest totalnie pokręcony! Ja go kocham całym moim sercem, jestem w stanie zrobić dla niego wszystko, a on tego nie zauważa. Co mam zrobić, żeby wreszcie zmienił o mnie zdanie? Co zrobić, żeby mnie chociaż polubił?
Justin zaskakuje mnie coraz bardziej. Najpierw ten skręt, później to, co odwalił z alkoholem, a teraz jeszcze pokazał swój brak wdzięczności i uczuć.
Nie zamierzam dłużej siedzieć w domu. Jest leniwa niedziela i nie mam ochoty na nic. W dodatku nawet nie mam gdzie pójść. Na pewno nie pójdę do tego zapatrzonego w siebie, bogatego, egoistycznego palanta! O nie, nie ma mowy. Nie chcę go widzieć. Po dłuższym zastanowieniu postanawiam, że zadzwonię do Cary. Muszę się dowiedzieć co z nią. Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał, czwarty sygnał...
-Haaaalo? - przeciąga zachrypnięty, zaspany głos.
-Cara? Jak tam? Jak się czujesz? Przeżyłaś? - pytam pospiesznie.
-Mam cholernego kaca.
-No...Ja też- kłamię przygryzając wargę.
-Piłaś?
-Dużo.
-Ty?- pyta z niedowierzaniem
-Ja.
-Dzisiaj powtórka, kicia.
-Dzisiaj? Przecież jest niedziela...
-I co? Ojej, boisz się, że w szkole wyczują? Wyluzuj.
-Ha! Może frytki do tego?
-Frytki też będą, ale szczególnie- alko,alko,alkooo!- krzyczy do telefonu tak głośno, że muszę oddalić od siebie komórkę.
-Cara...Co się z tobą stało?
-Dorosłam. Też powinnaś.
-Nie chcę dorastać.Mamy po s z e s n a ś c i e lat. To mało. Bardzo mało!
-Nie chcę mi się z tobą rozmawiać, wieczny bachorze, pa, idź sobie dalej błąkać w obłokach i lepić ludziki z plasteliny.
-A ty idź zatapiać smutki w litrach wódki, pa. - może i przesadziłam, ale miałam dosyć. W taki oto sposób chyba właśnie straciłam swoją jedyną dobrą koleżankę. Byłam inna, ona tego nie rozumiała.
Może faktycznie to ja jestem dziwna, nie ona. W sumie, czasem lubię napić się piwa, ale nie lubię mocniejszych alkoholi. Czy to dziwne? Czy to dziwne, że w wieku szesnastu lat jeszcze nigdy nie miałam porządnego kaca? No, halo, to jest chyba normalne.
Justin dzwoni. Odebrać? Nie odbieram. Dzwoni kolejny raz. Znów nie odbieram. Za trzecim razem, jednak, decyduję się kliknąć na zieloną słuchawkę.
-Mia?
-No- odpowiadam oschle i bez entuzjazmu.
-Musimy się spotkać. W tej chwili. Proszę, zgódź się.
-Ta, ale gdzie?
-Na mostku przy Strumykowej.
Hah, szybko się poddałam. Uległam mu i to od razu. Miłość już taka jest, nie da się długo złościć na ukochaną osobę.
Zarzucam kurtkę przeciwdeszczową, bo kropi i wychodzę.
Nie spałam praktycznie całą noc, jestem niesamowicie zmęczona i idę jak pijana. Ulica Strumykowa nie jest daleko. Znajduje się na niej cichy zakątek, o którym mało kto wie. Wśród drzew i krzaków płynie rzeka, a do przechodzenia na drugą stronę służy stary drewniany most. Idę tam. Czuję się tak cholernie źle. On mnie znowu zranił. Każdy mnie rani. Wciąż. Chce mi pewnie coś powiedzieć, nie wiem co, ale wiem, że w myślach będzie sobie ze mnie kpił. "Ty masz wyć z bólu dziewczyno. Ty masz cierpieć tak, jak jeszcze nigdy nie cierpiałaś". Może on to zrobił specjalnie? Może on naprawdę chce tego, aby mnie bolało? Ludzie są różni, ale każdy jest podły. Pamiętam, jak kiedyś do naszej szkoły chodził nielubiany chłopak. Na imię miał chyba Wiktor. Nikt go nie lubił- dosłownie. Każdy unikał. Był mądry, ale słaby. Nie umiał sobie radzić z tym, że wszyscy go poniżają. Był biedny, nawet bardzo. Nie było go stać na wypasione ciuchy. Nie zwracałam na niego uwagi. On odszedł, bo miał podobne hobby do mojego- lubił rysować. Rysował za dużo i przesadził. Do tego połknął jakieś tabletki. Umarł. On umarł śmiercią, która nazywana jest często tchórzostwem. Wiktor był aniołkiem, któremu Bóg kazał sprawdzić ludzi. Zesłał go na ziemię, aby zrobić test. Teraz Bóg już wie, że ludzie, których sam stworzył są podli. Nie przez niego, tylko przez samych siebie. Szatan stróż wbił mu w serce nóż. Nie wiem kim był, ale jestem do niego przywiązana silną więzią braterską. Jesteśmy bardzo podobni do siebie. Czemu ludzie doprowadzają nas do takiego strachu? Czemu chcą naszego cierpienia? Może to ich bawi, może dowartościowuje. Żałuję, że go nie poznałam. Samobójcy to wspaniali ludzie, bardzo wartościowi. Mają najbogatsze wnętrza. Są pełni wyobraźni i kreatywności. To piękne. Piękne.
Jestem na miejscu. Justin siedzi machając nogami w powietrzu. Wygląda na smutnego. Ma przymrużone oczy i głośno wzdycha, z trudnością, tak jakby coś w gardle kuło go przy każdym oddechu.
-Jestem- podchodzę i siadam obok niego na mostku. Udaję obrażoną i smutną. Przez chwilę się nie odzywa, ale w końcu otwiera namiętne usta.
-Jestem chujem. - zaczyna rozżalonym głosem. Głośno przełyka ślinę i ciągnie dalej- zniszczyłem wszystko. Zniszczyłem ciebie. - patrzy na mnie smutnym wzrokiem. Dostrzegam w jego piwnych oczach łzy. Są to łzy bólu, wstydu i współczucia.
-Justin...
-Wiem jak cierpisz, powinienem cię wspierać, powinienem ci pomóc i być przy tobie cały, kurwa, czas, a ja tego nie robiłem. To ty mi pomogłaś, wówczas gdy sama potrzebowałaś pomocy. Ja ci jej nie dałem. Nie umiałem ci pomóc. Nie wiedziałem co czujesz. Nie umiałem myśleć o tym w ten sposób, w jaki teraz myślę. Wiem, że ty płaczesz każdej cholernej nocy, wiem, że tniesz swoje ciało żyletką, wiem, że ty nie dajesz rady, wiem, że nie masz siły. Wiem, ale nie wiem co z tym zrobić. To jest najgorsze uczucie. Chcę ci pomóc. Chcę mieć pewność, że jesteś najszczęśliwsza na świecie, ale nie umiem. Marzę, aby cię łapać w talii, przyciągać do siebie i całować bez opamiętania. Jesteś dziewczyną, która zasługuje na wszystko, co najlepsze. Zasługujesz na szczęśliwą miłość, na osobę, która sprawi, że każdy dzień będzie lepszy. Ja, jak widzisz, jestem w tym beznadziejny. Kocham cię, nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo. Tak w chuj mocno. I nie mówię ci tego tylko dlatego, że jeszcze do końca nie wytrzeźwiałem. Po prostu dopiero teraz odważyłem się, aby powiedzieć ci prawdę.
Nie odpowiadam. Jestem w totalnym szoku. Mam ochotę się uszczypnąć, aby sprawdzić czy przypadkiem nie śnię. Całuję delikatnie jego polik. On chwyta moją dłoń. W jego oczach płonie ogień miłości. Uśmiecha się delikatnie.
-Nie puszczaj mnie, nigdy- szepczę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
gsdasdagdsgdssdagsdagdsasasdgaasdagdsag
OdpowiedzUsuńzajebisty rozdział
OdpowiedzUsuńCHCE KOLEJNY *.*
OdpowiedzUsuńJeju ja chce dalej *.* baaaaardzo
OdpowiedzUsuńZajrzyj na mojego bloga : )
UsuńPopłakałam się :')
OdpowiedzUsuńJeeeeej *-* Kolejny
OdpowiedzUsuńCudowny... <3
OdpowiedzUsuńhttp://key-to-your-heart-ff.blogspot.com/ PISZĘ BLOGA MAM NADZIEJĘ, ŻE ZASZCZYCISZ MNIE SWOJĄ OBECNOŚCIĄ I WPADNIESZ :)
OdpowiedzUsuńAaa dzięki ze dodalas i.pisz trochę dłuższe piliss ;) jestem uzależniona.od twojego opowiadania.
OdpowiedzUsuńbędzie 18+ ? Hahaha
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńcudowny *-*
OdpowiedzUsuńKiedy następny??? <3
OdpowiedzUsuńTo jest cudowne :))) Proszę o dłuższe <3 <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńWspanialy czkam na nastepny ^^
OdpowiedzUsuńAwwww kocham :***
OdpowiedzUsuńSuper!!!!! Chce następny !!
OdpowiedzUsuńKocham to<3
OdpowiedzUsuńboski :ooo
OdpowiedzUsuńKocham tego bloga <3
OdpowiedzUsuńomooommoommmmmmmmm
OdpowiedzUsuńaa dzieje się wreszcie ;3
OdpowiedzUsuńTy jesteś z Warszawy? Z tarchomina? :o
OdpowiedzUsuńNie :O
UsuńA no dobra okej bo tam też jest ulica Strumykowa i jest mostek i myślałam że wzorowalas się na tym :D
Usuńświetny <3 boże jaki ty masz talent *-*
OdpowiedzUsuń