czwartek, 5 grudnia 2013

-Rozdział 6-





    Nie ma go nigdzie. Może...Nie, na pewno nie poszedł do pobliskiego lasu. Chwilunia, a co jeśli? Jeśli jest pod wpływem środków odurzających to prawdopodobnie jest w lesie. No, bo gdzie indziej mógłby pójść? 
  Pędzę, więc w stronę tysięcy drzew. Chwilę przed wejściem do lasu zatrzymuję się. Przed sobą widzę ciemność. Czuję jakby stado demonów głaskało mnie po plecach. Zimny pot pojawia się na moim czole. Chcę uciec i już nigdy w życiu tu nie wracać, ale ja go kocham. Kocham go. Zrobię dla niego dosłownie wszystko. 
Jestem tak głupia i dziecinna. Naoglądałam się za dużo horrorów, a poza tym mam niezwykłą wyobraźnie, która nie zna granic. Czuję chłodny powiew wiatru wiejący ze strony lasu. Tak, jakby diabeł dmuchał mi w twarz. Boję się. Coś szepcze mi do ucha "Uciekaj...Ucieeekaj". Coś łapie mnie za rękę i próbuje wciągnąć do pustej, ciemnej otchłani, w której już w nieskończoność będę cierpieć wśród piekielnego ognia. Tak naprawdę nic nie słyszę. Z wyjątkiem cichego szelestu. Rozum mówi, że mam już wracać, ale serce, że muszę go znaleźć.
Co, jeśli od tego zależy jego życie?
   
    Wchodzę do lasu. Już się nie boję. Czuję się jak żołnierz na wojnie. Nie mogę się poddać. Jestem tu, aby walczyć. W imię miłości. Muszę zmagać się ze swoją własną wyobraźnią. Każdy najcichszy dźwięk słyszę piętnaście razy głośniej. Boję się, że zaraz zza jakiegoś puszystego, niewinnie wyglądającego krzaka wyskoczy jakieś dzikie zwierzę lub, co gorsze, człowiek. Slender Man! Fuck, po co sobie o tym przypomniałam. Błądzę po najskrytszych zakamarkach mojego mózgu. Widzę nienaturalnie wysokiego pana w czarnym garniturze. On nie ma twarzy. On nie istnieje. Ja go nie widzę. 

-Justin! Juuustin! Justin, kurwa! - krzyczę tak, że aż zaczyna boleć mnie gardło. Odpowiada cisza. Jak ja jej nienawidzę. Czekam z ogromną nadzieją, że w końcu usłyszę jego cudowny, podniecający, lekko zachrypnięty głos, który powie choć "żyję". 

 Błądzę w środku nocy po lesie. Szaleństwo. Tak się właśnie czuję- jak kompletna wariatka, która uciekła z psychiatryka i błąka się po świecie bez celu. Wreszcie. W r e s z c i e. Ku mojemu zdziwieniu, do uszu dochodzą ludzkie dźwięki.
-Aaaaa! Yyyy...Hahahahahaahaahahaa! 
-Justin?!- wpadam w szał, nie wiem z której strony dobiega ten głos, biegam, więc w kółko. 

  Udało się. Justin leży na ziemi. Nie wygląda fajnie. Wygląda jak zupełne przeciwieństwo słowa "fajnie". Przypomina jakiś niedorozwój albo niemowlaka, który uczy się ślinić wszystko obok siebie. Jest naćpany albo schlany. Jejku, fuj.
-Juss...Co ty z sobą zrobiłeś? Jesteś o b l e ś n y - staram się go podnieść. On wcale nie jest ciężki. Jest szczupły, ale niesamowicie zbudowany. Na widok jego klaty ślinię się bardziej niż na widok szarlotki z lodami waniliowymi i bitą śmietaną. On też się ślini, ale nie na mój widok, tylko przez coś. No właśnie, "coś", bo nie wiadomo przez co. Śmieje się jak idiota. Wbrew moim przewidzeniom, staję na równe nogi i idzie. On idzie. Serio! Muszę go prowadzić za rękę. Nie sprawia mi to żadnych kłopotów, w sumie podoba mi się to, gdyby nie fakt, że on kompletnie nic nie kuma. 
-Kim jestem? - pytam, aby zobaczyć jego reakcję.
-Wwwww, hahahaha, wwwww...
-Boże...Widzisz, a nie grzmisz- wzdycham z trudem. I właśnie w tym momencie się błysnęło. Burza. Boję się burzy. W dodatku jestem w lesie. Ratunku?

 Biegnę ciągnąc za sobą Justina, który prawie stracił przytomność.Co jakiś czas wydaje z siebie dziwne dźwięki. Przerażające dźwięki. Jednak to nie one wprawiają mnie w przerażenie. Bardziej boję się błyskawic, które jaśnieją pomiędzy drzewami niczym spalany magnez (chemiczka, wow). Gdzie mam biec? Co zrobić z Justinem? Nie mogę przecież wrócić na tę imprezę, na której i tak każdy zapomniał, że to dom Juss'a. 
Pójdziemy do mnie, o tak. 

 Wchodzimy do mnie do domu. Zakleiłam Justinowi usta taśmą klejącą. Miałam ją w torebce, każda kobieta powinna mieć taśmę klejącą w torebce, tak na wszelki wypadek. Ma zaklejone usta, ale nie zdziwiło go to. Jesteśmy cichutko, nikt nas nie usłyszy. Przynajmniej taką mam nadzieję. Idziemy do mojego pokoju. Rzucam torbę na łóżko. Justina także. To on musi się wyspać, nie ja! Pewnie baaardzo się zdziwi, gdy się ocknie w nie swoim domu. W dodatku w moim domu. Idę do łazienki. Myję tylko zęby i przebieram się w piżamę. Nie chcę obudzić mamy i brata. I nie mogę zostawić Justina samego. Wracam po chwili. Śpi...Tak słodko śpi. Odkleić mu usta czy zostawić na wszelki wypadek? Zostawiam. Nie wiem co zrobiłaby mi matka, gdyby zobaczyła go w moim łóżku i jeszcze w takim stanie. Zapewniam was, że nie byłaby tym faktem zachwycona.
  Jakie to cudowne uczucie, gdy miłość twojego życia leży sobie na twoim łóżku. 





31 komentarzy:

  1. fajny tylko trochę krótki ale
    to nic ciekawa jestem co dalej :)
    no nic czekam na nn <333

    OdpowiedzUsuń
  2. czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo świetne <3 Cudownie piszesz , ale trochę krótki :( No nic pozostaje czekać na następny <3 O i dodaj szybko proszę <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  4. kiedy następny ??

    OdpowiedzUsuń
  5. proszę dodaj następny <3

    OdpowiedzUsuń
  6. dawaj następny nooo !!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Daj następny jestem ciekawa co dalej !

    OdpowiedzUsuń
  8. Mrr :* Kolejny

    OdpowiedzUsuń
  9. Ojej to jest takie idealne haha

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy kolejnyy??? <3

    OdpowiedzUsuń
  11. haha koncówka jest taka AWWW<3

    OdpowiedzUsuń
  12. genialny kocówka super ciekawe jaka będzie reakcja XD <333 dodaj szybciutko nowy jak byś mogła

    OdpowiedzUsuń
  13. Zajebisty!!! Czekam nn!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Suuper ♥ daj juz nastepny pls

    OdpowiedzUsuń
  15. kiedy następny ??

    OdpowiedzUsuń
  16. czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  17. ojej super jest

    OdpowiedzUsuń
  18. paranormal love i love :D

    OdpowiedzUsuń