Tak, wiem, że nie dodawałam nic przez dłuugi czas. Myślę, że jestem w pełni usprawiedliwiona. :) Wiecie, że nie mam czasu na bloga tylko wówczas, gdy mam jakieś poważne problemy (nie w stylu "dostałam 3 z przyry" czy "chłopak mnie rzucił"). POWRACAM.
Mam nadzieję, że nie zostawiliście mnie mimo tej długiej przerwy.
Tęskniłam.
----------------------------------------------------------
Oliver też wyszedł. Zostaliśmy sami. Albo zostałam sama, bo Justin jest półprzytomny. W każdym razie, stoję teraz obok mojej jedynej, pierwszej miłości. Stoję obok chłopaka, który mnie skrzywdził, a jednocześnie wyleczył moje rany. Łza spływa po moim poliku. Wyglądam na spokojną, bo staram się zachować kamienną twarz. Wewnątrz wariuję, wpadam w szał. Moje myśli biją się ze sobą, krew pulsuje jak szalona, a serce walczy o przeżycie. Jestem wściekła. Na Justina, bo to wziął. Na siebie, bo wyszłam. Na panią Manghay, bo zadzwoniła. Na Olivera, bo go nie zatrzymał. Na wszystkich, bo nikogo przy nim nie było. Siadam na skrawku jego łóżka. Delikatnie dotykam dłonią jego polik. Przejeżdżam po nim palcem. Przekazuję ciepło, którego zdecydowanie mu brakuje. Jest niezwykle zimny. Oddycha spokojnie i równomiernie przez nos. Mimo to, widzę jak się boi. Może śni mu się coś złego? Albo źle mi się wydaję. Oba warianty są jak najbardziej prawdopodobne. Wolę ten drugi.
Mijają godziny. Ciągnące się w nieskończoność. Bo minuta bez niego jest jak tysiące godzin bez tlenu. Właśnie tak się czuję. Ciężko oddycham, jakbym nie mogła pobrać powietrza w płuca. Oliwer wciąż narzeka i prosi, abyśmy wracali.
-No kiedyyy?- tupie nogą o szpitalną podłogę. Zaraz się rozpłacze.
-Będziemy tu, aż się obudzi.
Przecież nie mamy po co wracać do jego pustego domu.
Przecież nie umiałabym być tam bez niego.
Jestem w nim bezgranicznie zakochana. Tak, że nie potrafię przestać o nim myśleć. To jakaś obsesja, obłęd, jestemnienormalna zakochana.
Ludzie biorą narkotyki, palą papierosy, piją alkohol, a moim nałogiem jest Justin Fireheart.
Tylko dlaczego akurat on? Co mnie do niego tak ciągnie?
Idealna twarz, seksowne ciało czy cudowny charakter?
Popełnia błędy (jak każdy), ale wiem, że jest dobrym człowiekiem.
Justin wciąż śpi. Co jakiś czas sprawdzam czy na pewno śpi. Może umarł? Śpi. Do ,,pokoju" wchodzi łysy doktorek.
-Ta wizyta trwa stanowczo za długo- stwierdza patrząc współczującym wzrokiem na Justina.
-Kiedy on się obudzi? -pytam z ogromną nadzieją i spuszczoną głową.
-Cóż...- spojrzał na Justina, później na mnie. Jego mina wyraża nieokreślone emocje. Zaczynam gnieść kawałek mej bluzki w dłoniach. Denerwuję się.
-Może obudzić się za chwilę, może za godzinę, za rok, a nawet... - tu przerywa. Przełyka głośno ślinę. On zauważa to, że w moich oczach pojawiają się łzy wielkości grochu.
-Nigdy- dokańcza szybko i ściszonym głosem.
-Nie będę tu czekał tak długo! - krzyknął Oliwer, a ja delikatnie szturchnęłam go i szepnęłam, żeby się zamknął. Idiota.
Nigdy? N i g d y? Co to miało znaczyć? Czyli jest możliwość, że Justin się nie obudzi?
Zamarłam. Po raz 1564. Jak to możliwe, że jeszcze żyję? Nie dostałam żadnej palpitacji serca?
-Proszę pana...Ja nie chcę stąd iść. (Nie powiem przecież, że nie mam dokąd iść).
-Nie możecie tu dłużej zostać- oznajmia. Wciąż ucieka wzrokiem od mojego spojrzenia. Boi się spojrzeć mi prosto w oczy. Wie, że jestem wystraszona i roztrzęsiona.
-No chooodźmyyy- Oliver nie wytrzymał- rozpłakał się. Doktor pokiwał znacząco głową i wyszedł z sali.Szarpnęłam z całej siły Złapałam Olivera za rękaw, wyprowadzam go z "pokoju", w którym leży mój chłopak. Stoimy na korytarzu. Nie ma nikogo wokół. Wszyscy lekarze, pielęgniarki i opiekunowie są zajęci. Brat ma oczy całe w łzach i głupkowato otwarte usta. Wygląda jak niedorozwój. Jestem na niego wściekła. W mojej głowie wręcz kipi od złości.
-Ty mały chuju! - krzyczę, obejmując (chyba zbyt mocno) nadgarstki chłopca. - Będę tu czekać tak długo, aż się obudzi, rozumiesz? Zamknij japę i czekaj ze mną.
Pierwszy raz tak go nazwałam. Pierwszy raz byłam na niego tak wkurzona. Oliver zaczyna płakać głośniej, niż przedtem. Kurwa, on nie ma przecież pięciu lat. Chwytam go za ramiona i zaczynam nim potrząsać.
-Nienawidzę cię!- krzyczy mi prosto w twarz. Przez co obrywa. Bez zawahania, bez zastanowienia i bez skrupułów, uderzam małego w polik. Zakrywam ręką usta i wytrzeszczam oczy. Ja naprawdę to zrobiłam. Naprawdę go uderzyłam. Naprawdę nazwałam go tak, jak nie powinnam nigdy go nazwać. Co ja zrobiłam?! Dlaczego? Nie wiem dlaczego, nie wiem co mi się stało. Kim jestem?
Jestem potworem.
-Oliver, ja...- nie potrafię wydobyć z siebie słów. Przyczepiły się do języka, nie chcą wyjść na zewnątrz. Boją się. Są zawstydzone. Oliver masuje swój zaczerwieniony polik.
-Zostaniemy tu. Dla ciebie- oznajmia. W szybkim tempie łzy napływają do moim (już wystarczająco mokrych) oczu. Nie wierzę, że mój brat jest aż tak cudowny. Zasługuję na wszystko co najgorsze za to, jak go potraktowałam. Zabijcie mnie.
-Oliver...- próbuję go przytulić, ale on mnie odpycha.
-Daruj sobie.
-Jasne- odpowiadam z niewidocznym, wewnętrznym uśmiechem.
Wchodzimy do pokojuśmierci, w którym leży Justin. On wciąż śpi.
Podchodzę do niego i delikatnie głaszczę jego głowę. Włosy Justina są tak milutkie w dotyku. Uwielbiam je. Chwytam jego dłoń. Jest ciepła. I nagle dzieje się coś, czego się nie spodziewałam. Justin właśnie poruszył ręką!
-Doktorze! - krzyczę. Oliver jest jak dziecko zagubione we mgle. Nie wie o co chodzi. Ja też nie wiem.
Justin otwiera oczy (NAPRAWDĘ!). Kilkukrotnie mruga po czym otwiera je bardzo szeroko. Próbuje przypomnieć sobie gdzie jest, dlaczego tu jest, a może nawet kim jest. (Jestem przygotowana na najgorsze).
-Justin- szepczę. On odwraca głowę w bok. Patrzy na mnie. Czuję się speszona. Nawet się nie uśmiechnął. Łysy doktor z wąsem przybiega w ułamku sekundy.
-Obudził się? - pyta, aby się w stu procentach upewnić.
-Obudziłem się- odpowiada Justin jednocześnie próbując podnieść się z łóżka.
-Leż! - zawołał lekarz, trochę jak do psa.
-Co ja tu robię? Nie jestem chory- stwierdza Juss z zachrypniętym głosem. Wygląda na złego.
-Chory może i nie jesteś, ale za to do twojego organizmu przedostały się pewne substancje w za dużych ilościach. Tak, chodzi mi o te tabletki. - mówi wskazując na trzymane w ręce opakowanie tabletek.
Justin spuszcza głowę. Nie odważy się spojrzeć na mnie. Wie, że złamał obietnicę.
-Zmywam się stąd- oznajmia. Wstaje i kieruje się w stronę wyjścia.
-Musisz odpocząć.
-Nie chcę! Jestem wypoczęty. Wypisz mnie, doktorku.
Lekarz patrzy na niego badawczym wzrokiem. Przewija kartki w notesie.
-No dobrze. Możesz wyjść. Jako, że jesteś jeszcze dzieckiem, jesteśmy zmuszeni do powiadomienia twoich rodziców o pobycie w szpitalu i zaistniałej sytuacji.
-Nie! Moja matka jest stewardessą i przebywa obecnie na Fuerteventurze. Nie ma mowy.
-A ojciec?
-Nie mam ojca. Mogę już iść?
Lekarz przytaknął głową. Chyba uznał, że z Justinem wszystko w porządku. Na wszelki wypadek wziął jego i mój numer oraz podał nam swój. Justin ma dużo odpoczywać.
A więc wracamy do domu.
--------------------------
krótki. Rozdział 25 pojawi się już dziś, jutro albo pojutrze. Będzie dłuższy.
Proszę o komentarze.
Przecież nie umiałabym być tam bez niego.
Jestem w nim bezgranicznie zakochana. Tak, że nie potrafię przestać o nim myśleć. To jakaś obsesja, obłęd, jestem
Ludzie biorą narkotyki, palą papierosy, piją alkohol, a moim nałogiem jest Justin Fireheart.
Tylko dlaczego akurat on? Co mnie do niego tak ciągnie?
Idealna twarz, seksowne ciało czy cudowny charakter?
Popełnia błędy (jak każdy), ale wiem, że jest dobrym człowiekiem.
Justin wciąż śpi. Co jakiś czas sprawdzam czy na pewno śpi. Może umarł? Śpi. Do ,,pokoju" wchodzi łysy doktorek.
-Ta wizyta trwa stanowczo za długo- stwierdza patrząc współczującym wzrokiem na Justina.
-Kiedy on się obudzi? -pytam z ogromną nadzieją i spuszczoną głową.
-Cóż...- spojrzał na Justina, później na mnie. Jego mina wyraża nieokreślone emocje. Zaczynam gnieść kawałek mej bluzki w dłoniach. Denerwuję się.
-Może obudzić się za chwilę, może za godzinę, za rok, a nawet... - tu przerywa. Przełyka głośno ślinę. On zauważa to, że w moich oczach pojawiają się łzy wielkości grochu.
-Nigdy- dokańcza szybko i ściszonym głosem.
-Nie będę tu czekał tak długo! - krzyknął Oliwer, a ja delikatnie szturchnęłam go i szepnęłam, żeby się zamknął. Idiota.
Nigdy? N i g d y? Co to miało znaczyć? Czyli jest możliwość, że Justin się nie obudzi?
Zamarłam. Po raz 1564. Jak to możliwe, że jeszcze żyję? Nie dostałam żadnej palpitacji serca?
-Proszę pana...Ja nie chcę stąd iść. (Nie powiem przecież, że nie mam dokąd iść).
-Nie możecie tu dłużej zostać- oznajmia. Wciąż ucieka wzrokiem od mojego spojrzenia. Boi się spojrzeć mi prosto w oczy. Wie, że jestem wystraszona i roztrzęsiona.
-No chooodźmyyy- Oliver nie wytrzymał- rozpłakał się. Doktor pokiwał znacząco głową i wyszedł z sali.
-Ty mały chuju! - krzyczę, obejmując (chyba zbyt mocno) nadgarstki chłopca. - Będę tu czekać tak długo, aż się obudzi, rozumiesz? Zamknij japę i czekaj ze mną.
Pierwszy raz tak go nazwałam. Pierwszy raz byłam na niego tak wkurzona. Oliver zaczyna płakać głośniej, niż przedtem. Kurwa, on nie ma przecież pięciu lat. Chwytam go za ramiona i zaczynam nim potrząsać.
-Nienawidzę cię!- krzyczy mi prosto w twarz. Przez co obrywa. Bez zawahania, bez zastanowienia i bez skrupułów, uderzam małego w polik. Zakrywam ręką usta i wytrzeszczam oczy. Ja naprawdę to zrobiłam. Naprawdę go uderzyłam. Naprawdę nazwałam go tak, jak nie powinnam nigdy go nazwać. Co ja zrobiłam?! Dlaczego? Nie wiem dlaczego, nie wiem co mi się stało. Kim jestem?
Jestem potworem.
-Oliver, ja...- nie potrafię wydobyć z siebie słów. Przyczepiły się do języka, nie chcą wyjść na zewnątrz. Boją się. Są zawstydzone. Oliver masuje swój zaczerwieniony polik.
-Zostaniemy tu. Dla ciebie- oznajmia. W szybkim tempie łzy napływają do moim (już wystarczająco mokrych) oczu. Nie wierzę, że mój brat jest aż tak cudowny. Zasługuję na wszystko co najgorsze za to, jak go potraktowałam. Zabijcie mnie.
-Oliver...- próbuję go przytulić, ale on mnie odpycha.
-Daruj sobie.
-Jasne- odpowiadam z niewidocznym, wewnętrznym uśmiechem.
Wchodzimy do pokoju
Podchodzę do niego i delikatnie głaszczę jego głowę. Włosy Justina są tak milutkie w dotyku. Uwielbiam je. Chwytam jego dłoń. Jest ciepła. I nagle dzieje się coś, czego się nie spodziewałam. Justin właśnie poruszył ręką!
-Doktorze! - krzyczę. Oliver jest jak dziecko zagubione we mgle. Nie wie o co chodzi. Ja też nie wiem.
Justin otwiera oczy (NAPRAWDĘ!). Kilkukrotnie mruga po czym otwiera je bardzo szeroko. Próbuje przypomnieć sobie gdzie jest, dlaczego tu jest, a może nawet kim jest. (Jestem przygotowana na najgorsze).
-Justin- szepczę. On odwraca głowę w bok. Patrzy na mnie. Czuję się speszona. Nawet się nie uśmiechnął. Łysy doktor z wąsem przybiega w ułamku sekundy.
-Obudził się? - pyta, aby się w stu procentach upewnić.
-Obudziłem się- odpowiada Justin jednocześnie próbując podnieść się z łóżka.
-Leż! - zawołał lekarz, trochę jak do psa.
-Co ja tu robię? Nie jestem chory- stwierdza Juss z zachrypniętym głosem. Wygląda na złego.
-Chory może i nie jesteś, ale za to do twojego organizmu przedostały się pewne substancje w za dużych ilościach. Tak, chodzi mi o te tabletki. - mówi wskazując na trzymane w ręce opakowanie tabletek.
Justin spuszcza głowę. Nie odważy się spojrzeć na mnie. Wie, że złamał obietnicę.
-Zmywam się stąd- oznajmia. Wstaje i kieruje się w stronę wyjścia.
-Musisz odpocząć.
-Nie chcę! Jestem wypoczęty. Wypisz mnie, doktorku.
Lekarz patrzy na niego badawczym wzrokiem. Przewija kartki w notesie.
-No dobrze. Możesz wyjść. Jako, że jesteś jeszcze dzieckiem, jesteśmy zmuszeni do powiadomienia twoich rodziców o pobycie w szpitalu i zaistniałej sytuacji.
-Nie! Moja matka jest stewardessą i przebywa obecnie na Fuerteventurze. Nie ma mowy.
-A ojciec?
-Nie mam ojca. Mogę już iść?
Lekarz przytaknął głową. Chyba uznał, że z Justinem wszystko w porządku. Na wszelki wypadek wziął jego i mój numer oraz podał nam swój. Justin ma dużo odpoczywać.
A więc wracamy do domu.
--------------------------
krótki. Rozdział 25 pojawi się już dziś, jutro albo pojutrze. Będzie dłuższy.
Proszę o komentarze.
Świetttnnnyyyyy rozdział *.*
OdpowiedzUsuńcudny jak zawsze ksiezniczko :*
OdpowiedzUsuńlove *.*
OdpowiedzUsuńKC
OdpowiedzUsuńnie szkodzi że tak długo trzeba było czekać , ważne że warto .Czekam na następny <3 KC
OdpowiedzUsuńWARTO CZEKAĆ Wspaniałe opowiadanie <333
OdpowiedzUsuńkocham
OdpowiedzUsuńTyle czekania nie poszło na marne..
OdpowiedzUsuńKocham ten blog,
kocham bohaterów,
kocham ciebie
Pisz dla nas dalej <3
Cudo *.* Czekam na nexta !
OdpowiedzUsuńMega!!! Jesteś super pisarką! Świetną! ( Przyjaciółką z resztą też ;) ) kc <333 :*
OdpowiedzUsuńNO W KOŃCU! Super, ze się obudził, czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńjezu to jest boskie
OdpowiedzUsuńjuz myślałam ze nie zyjesz xD a rozdział mega <3
OdpowiedzUsuńJuż jutro, albo nawet dzisiaj next *-* jak się cieszę, że tak szybko. Że Justin nie umarł <3 loff <3
OdpowiedzUsuńDaaaaaalej! ♥
OdpowiedzUsuńJustin się obudził! <3 Mam nadzieję, że na razie będą razem i nic nie będzie im przeszkadzało w życiu, bo mają za dużo kłopotów : (
OdpowiedzUsuńPS
Ja tylko piszę swoją opinię, Twój blog podoba mi się takim jaki jest ; )
a gdzie 25 mial byc wczoraj a anwet przed wczoraj :/<3
OdpowiedzUsuńsuper *,*
OdpowiedzUsuńdawaj częściej rozdziały super blog ♥
OdpowiedzUsuńkocham twój blog ; *
OdpowiedzUsuńpisz zawsze ♥
OdpowiedzUsuńNastępnyy <33
OdpowiedzUsuńDALEEEEJ <3333
OdpowiedzUsuńNastępny <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńSuperrr <3 kiedy nn? :3
OdpowiedzUsuńCudowny blog <3 nie mogę doczekać się następnego rozdziału <3
OdpowiedzUsuń