niedziela, 12 stycznia 2014
-Rozdział 15-
Justina nie było dziś w szkole! Boję się o niego. Tak cholernie się boję, że coś sobie zrobił. To chyba niemożliwe, prawda? A co jeśli się załamał i postanowił odebrać sobie życie?! Biorę z trudnością głęboki oddech. Łzy same cisną się do oczu. Wtedy pobiłabym rekord świata w zjedzeniu jak największej liczby tabletek Acodin. Gdyby on umarł, umarłabym ja. Taka jest właśnie miłość. Przywiązujesz się bardzo do kogoś, łączą was więzy, których nawet pani Śmierć nie potrafi rozerwać. To jest piękno miłości. Uczucia silniejszego od końca. Uczucia, które nawet na końcu jest początkiem.
Jak ja nie lubię światła. Przykryłam okna kolorową kołdrą lub raczej zasłoniłam je zasłoną. Jest ciemno- idealnie.Usiadłam na kanapie i teraz tak siedzę. Bezsensu. O właśnie! Miałam napisać do Moniki. Sięgam po telefon, który leżał na biurku. Stukam opuszkami palców.
Cześć, tu Mia
Długo nie odpisuje. Powoli tracę wiarę w to, że w ogóle odpisze. Nawet ona mnie olewa. Jest mi źle i smutno, więc...Nie, nie sięgam po żyletkę. Nie tym razem. Schodzę na dół, do kuchni i robię sobie kakao. Pachnie kusząco i smakuje obłędnie. No, wyobraźcie sobie teraz ten zapach. Od razu milej, prawda? Uwielbiam zalewać tym magicznym napojem rany w sercu. Najwspanialszy lek na smutek.
Już siedemnasta. Mnóstwo czasu przesiedziałam przed komputerem. Jak zawsze. To inny świat, nie wiem czy lepszy, ważne, że inny. Rzeczywistość byłaby do zniesienia gdyby nie ludzie. To oni zawsze podkładają nam nogi. Są podli i myślą tylko o sobie. Ciężko żyć z myślą, że każdy cię unika i nikogo nie obchodzisz. Ja jakoś tak żyję, ale nie istnieję.
Czuję wibracje. Doszedł SMS.
O, hej. Miło, że napisałaś. Szczerze mówiąc, a raczej pisząc, nie spodziewałam się tego. Co u ciebie słychać? Wszystko w porządku?:)
Co mam jej odpisać? Mam napisać, że jest do dupy, że ukrywam smutek pod sztucznym, fałszywym uśmiechem, że próbuję wyleczyć swoją depresję kakaem?
U mnie wszystko dobrze. A u ciebie?
Nie mam zamiaru męczyć ją tym "jak to u mnie jest źle". Wolę ukryć ból. Czasem trzeba kłamać. Jestem całkiem dobrą aktorką, jeśli chodzi o te sprawy.
Źle. Zaraz jadę na jakieś badania czy coś.
Ha! Miałam rację, coś z nią nie tak. Wyglądała przecież jakoś blado i jakby była bardzo osłabiona.
To coś poważnego? Źle się czujesz?
Znów długo czekam na odpowiedź. Po kilku minutach ją otrzymuję.
Nie, nie martw się, to nic poważnego...
Dobrze, jak tam sobie chce...Mnie wciąż wydaje się, że to jednak jest coś poważnego. Nie mam zamiaru się wtrącać.
Siedzę na bujanym krześle. Uśmiecham się sama do siebie. Może nie jest aż tak źle? Mam chyba jakieś rozdwojenie jaźni. Raz czuję, że gorzej już być nie może, a raz, że jest całkiem dobrze. Zaraz jednak przypominam sobie co mnie spotkało i już wiem, że tak nie jest. Słyszę jakiś głos dobiegający zza okna. Tak, jakby ktoś coś krzyczał. Słyszę bardzo niewyraźnie. Nie rozumiem dokładnie co. Zdaje mi się jakby ktoś mnie wołał. To nienormalne. Faktycznie, jestem na coś chora. Moja matka miała racje. Krzyki nie ucichły. Cały czas ktoś drze mordę albo tak mi się wydaję. Co mi szkodzi? Odsuwam zasłony. Wytrzeszczam oczy. Na ulicy stoi Justin. Naprawdę! On trzyma w ręku ogromny bukiet czerwonych róż. Czy ja śnię? Czy to moja wyobraźnia? Nie, to prawdziwy, żywy Justin. Otwieram drzwi balkonowe i wychodzę. Opieram ręce na balustradzie. Czuję delikatny powiew chłodnego wiatru.
-Mia! - krzyczy patrząc na dolne okno, jakby z nadzieją, że przez nie wyjrzę.
-Jestem tu, głupku- śmieję się.
-Masz racje. Jestem głupkiem. Kocham cię jak głupi. Jak szaleniec! Jesteś najcudowniejszą dziewczyną na tej planecie. Kocham cię tak, że oddałbym za ciebie życie! - krzyczy. Łza spływa po moim rozgrzanym poliku. Pewnie się zarumieniłam.
-Wejdź do środka, nie stój na ulicy i nie krzycz, bo to dziwnie wygląda. -mówię spokojnie uśmiechając się szczerze. Justin niepewnie, ale wchodzi. Zbiegam po schodach najszybciej jak potrafię. Otwieram mu drzwi.
-Mia, jestem totalnym idiotą. Nie, to nie wystarczy. Nie wiem jak się nazwać, żeby nie przeklnąć, a wyrazić kim jestem. Nie wiem też jak mogłem ci zrobić coś tak okropnego. Zraniłem cię. Ktoś kto zrani taką dziewczynę jak ty nie zasługuje na nic. I wiem, że ja właśnie na nic nie zasługuję. Jesteś pewnie wściekła i myślisz sobie "I tak nie masz u mnie szans.", ja to wiem. Nie przyszedłem tu żebyśmy zaczęli się całować i żeby wszystko wróciło do normy, choć to jest chyba moim jedynym marzeniem. Przyszedłem żeby cię przeprosić, podarować kwiaty. Nie chcę żebyś zapomniała. Chcę tylko żebyś wiedziała, że ja...ja...nie chciałem. Zostałem po części zmuszony, ale to nie temat na dziś. Kocham cię. Nigdy tak nikogo nie kochałem, uwierz...
Przerwałam mu buziakiem w usta, który szybko zamienił się w namiętny pocałunek. Dawno nie czułam tego smaku. Nie umiem wyrazić słowem tego, jak jest cudowny. Lekko gryzę jego usta. Chyba mu się podoba, bo po chwili robi mi to samo. To takie...podniecające. Może i źle robię, że mu wybaczam, ale miłość jest silniejsza. Nie umiem długo gniewać się na niego, choć cholernie mnie skrzywdził. Kocham go. Ja go k o c h a m. W końcu przestajemy. To najdłuższy pocałunek w moim życiu. Choć całowałam się tylko z nim. Było bosko.
-Kocham cię- wyznaje patrząc mi głęboko w oczy. Jesteśmy bardzo blisko siebie.
-Ja cię też kocham- daję mu buzi w polik. Justin łapie mnie w talii i zaczyna całować po szyi. Robi to niesamowicie. Czuję jak rękoma dotyka mojego brzucha, delikatnie podnosi bluzkę do góry, ale nie ściąga jej. Dotyka mój brzuch. Nagle przestaje. Przestaje też mnie całować. Znów patrzy mi głęboko w oczy, jakbym coś złego zrobiła.
-Mia...
-Co jest?- jestem zdziwiona. Czuję się jakbym została wybudzona z najpiękniejszego snu.
-Czy mi się wydaje, czy masz blizny na brzuchu?- wygląda na zawiedzionego, zranionego i wściekłego jednocześnie. Cholerne blizny popsuły mi pieszczoty. Nie odzywam się. Robię minę oburzonego dziecka. Chcę, aby znów zaczął mnie całować nie przejmując się bliznami.
-Dlaczego to robisz?! Mia! - krzyczy, lecz nadal miłym głosem.
-To nie ja. - odwracam się do niego tyłem. Krzyżuję ręce na piersiach. Chcę wyglądać na obrażoną.
-A kto? Kot? Znam te wymówki.
-Ludzie- wzdycham głośno. Justin znów łapie mnie w talii, odwraca w swoją stronę, patrzy w oczy i mówi:
-Musimy coś sobie obiecać. Ja przestaję z narkotykami, ty z cięciem się.
-Zgoda- po prostu nie mogłam odmówić. Chcę, żeby Justin już nie brał tych świństw. Wiem, że to bardzo niebezpieczne.
-Przyjdziesz dziś do mnie? - pyta Justin i udaje się w stronę drzwi.
-Okej- daję mu buzi w polik na pożegnanie.
-Tylko weź jakąś seksowną bieliznę- przygryza dolną wargę po czym wybucha śmiechem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Obłędne! Tak się cieszę że Justin i Mia są znowu razem. Napisz kolejny jak najszybciej!
OdpowiedzUsuń*-* Boże! Doskonałe! czekam na nn!! Oby był jak najszybciej! :3
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńJak najszybciej następny ! Kurcze... twój blog jest moim uzależnieniem *.* <33333
OdpowiedzUsuńG E N I A L N Y dodaj szybko następny
OdpowiedzUsuń<3 bo nie mogę się doczekać <3
Jak dobrze,ze znowu sa razem. Genialny rozdział <3
OdpowiedzUsuńkolejnyy
OdpowiedzUsuńCudny 😍😍😍😍
OdpowiedzUsuńKocham to <3 za każdym razem jak toczytam to zapominam o moich problemach.Jednak jak kończę to znów wszystko powraca i płacze jak głupia. Kocham i czekam na nn. Mam pytanie, masz aska?
OdpowiedzUsuńKocham ten rozdział <333 Czekam na kolejny :*
OdpowiedzUsuńJustin uzależniony od narkotyków,
OdpowiedzUsuńMia od ciecia sie,
A ja od twojego bloga <3
Cudoo *.* Dawaj dalej :*
OdpowiedzUsuńMeegaaaa <333 dawaj mi nexta ;) xD <3
OdpowiedzUsuńSuuuper
OdpowiedzUsuńBoskie...
OdpowiedzUsuńŚwietny <3 <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńkocham <3
OdpowiedzUsuńNie do opisania!!! :* <3
OdpowiedzUsuńboże jak można mieć taki talent jak ty *-* świetny <33
OdpowiedzUsuń