Budzi mnie bolesne bicie własnego serca. Delikatnie przecieram pięściami oczy. Oblizuję suche, spierzchnięte usta. Boję się, że gdy otworzę ślepia, ujrzę szpital. Nienawidzę szpitali od zawsze. Raz trafiłam do szpitala, gdy spadłam ze schodów boleśnie uderzając głową o podłogę. Do dziś pamiętam jak się bałam, gdy kazali moim rodzicom wyjść. To moje najgorsze wspomnienie pomijając śmierć taty. Otwieram oczy. Promienie słoneczne oślepiają mnie. Ledwo widzę, ale widzę, że przy moim łóżku stoi dość duża grupa ludzi, nie mogę jednak rozpoznać kim oni są. Głupie uczucie, gdy bardzo chcesz coś zobaczyć, a nie możesz. Ostrość powoli się zwiększa, widzę lepiej, ale jeszcze nie dokładnie. Na bialym, plastikowym krześle siedzi mama, nie wygląda na zadowoloną, obok niej mój brat przeciera załzawione oczy. Oprócz nich są jeszcze pielęgniarki, lekarz, pani Manghay i jakaś obca pani. Wcześniej, gdy jeszcze dobrze nie widziałam, wydawało mi się, że jest więcej osób. Cisza. Nie słyszę nawet własnych myśli. Nie chodzi o to, że nikt się nie odzywa. Każdy coś mówi, ale ja nic nie słyszę. Zaczynam panikować. Ja nic nie słyszę! Widzę, jak lekarz mówi coś do mamy, ale nie wiem co. Płaczę. Mama chyba coś krzyczy, ona też zaczyna płakać. Ogłuchłam?! Ale dlaczego? Jak to możliwe?
-Nic nie słyszę! - wrzeszczę na cały regulator. Ciekawe czy oni mnie słyszą. Chyba tak, bo lekarz podchodzi do łóżka i gestykuluje. Pokazuje na uszy, a potem na swój wypasiony zegarek. Chwalipięta. A może on chciał tylko coś przekazać? Pokazuję mu, że nie wiem o co chodzi. Macam ręką swoją klatkę piersiową. Znajduję serce. Ono bije jak szalone. Co mi się stało? Pani Manghay przybliża się do mnie. Łza spływa po jej policzku. Wszyscy płaczą. Dosłownie, w s z y s c y. Dobrze, że tego nie słyszę. Lekarz rękoma pokazuje im, że jest bezradny. Nawet on nie wie co się stało. Siada na krześle i zastanawia się. Prawdopodobnie zapadła cisza, bo nikt nic nie mówi. Może to sen. Mia, przecież to możliwe, że śnisz. Często masz dziwaczne sny, może to tylko jeden z nich. Nie, ja nie śnię. Nie wmówię sobie tego. Czuję się jak gówno. Nic nie słyszę, słabo widzę i ledwo się ruszam. Jestem strasznie zmęczona, choć chyba przespałam tu całą noc. Czuję się jak sparaliżowana.
-Pomocy… - wzdycham. Czy oni słyszą? Wiem, że osoby głuche najczęściej nie mówią. Czy ja jestem głucha? Nie wiem co zrobić. Czuję się niezręcznie. Leżę w łóżku wśród ludzi, którzy patrzą na mnie beznadziejnym wzrokiem. Umieram? Może ludzie przed śmiercią głuchną? Jeśli umieram to chyba dobrze. A myślałam, że marzenia się nie spełniają.
Minęła godzina. Wciąż leżę nie ruszając się, próbuję też nie oddychać, ale nie umiem. Podobno nie da się popełnić samobójstwa przez wstrzymanie oddechu, a szkoda. Panna Manghay wyszła jakieś trzydzieści minut temu. Pewnie teraz czuje się winna i dobrze! Wstrętna dziwka. Justin wcale nie lepszy. Obydwoje przyczynili się do tej samobójczej próby. No właśnie…”próby”. Boże! Czemu stworzyłeś takiego nieudacznika jak ja? Nawet zabić się nie potrafię. Moja matka skupia wzrok na podłodze. Teraz udaje zdołowaną, ale gdy wyjdę ze szpitala, zmieni moje życie w jeszcze większe piekło. Czuję się okropnie. W dodatku ogłuchłam. Jestem niepełnosprawnym wielkim gównem. Lekarz nerwowo obgryza paznokcie. No dalej, łysy idioto, wymyśl coś wreszcie! Ściągało się na testach, co? On chyba właśnie wpadł na jakiś pomysł, bo wyszedł. A może usłyszał to co powiedziałam w myślach? To jakaś nadzwyczajna moc? Nie wiem. Nie wiem też czy zależy mi na tym, aby słyszeć. Zasypiam.
Obudziłam się. Przy łóżku nie ma nikogo. To, że mnie w końcu zostawią, było pewne. Czuję się jeszcze gorzej. Dookoła pusto i ciemno. Nie mam pojęcia, która jest godzina. Słyszę tylko delikatny powiew wiatru przez szczelinę w oknie. Chwila…Ja sł y s z ę! Jak to możliwe? Czyżbym wyzdrowiała? Czy to jakiś cud?
-Siostro! Ja słyszę!– krzyczę do pielęgniarki, która wcześniej pobierała mi krew. Akurat przechodziła korytarzem.
-Doktorze Blue! Doktorze Blue! – pielęgniarka wybiega z sali i pędzi do gabinetu. Chwilę po tym lekarz przychodzi i zerka na mnie z lekkim zdziwieniem.
-Tak jak przypuszczałem- mruczy pod nosem.
-Co mi się stało?- pytam zachrypniętym jeszcze głosem.
-Acodin- wzdycha i załamuje ręce. Nie odzywam się. Zamykam oczy i odwracam się do niego plecami. Zasypiam.
Budzę się dopiero o poranku następnego dnia. Jestem głupia. Mogłam nie brać tego świństwa. Ja chciałam tylko umrzeć, a nie trafić do szpitala i się męczyć. Chciałam umrzeć bezboleśnie, a nie w tych szpitalnych torturach. Jest wcześnie rano, a doktor Blue, który nie spał chyba całą noc, krąży z sali do sali uśmiechnięty od ucha do ucha. On jest bardzo pozytywny. To dziwne, bo przecież codziennie spotyka się z setkami chorób. Jego łysa głowa razi w oczy. Wchodzi do mojej sali i już od progu woła:
-Dzień dobry!
-Dlaczego codziennie mówimy "dzień dobry"? Żaden dzień nie jest dobry. Codziennie wiele osób umiera, ludzie tracą swoich bliskich, popadają w depresje, nieszczęśliwie się zakochują, popełniają samobójstwa, ranią siebie i innych. Jak taki dzień może być dobry?
-Mia, tak?
-Tak, to moje imie.
-A więc droga Mio, powiem ci, że w połowie masz rację.
-A co z drugą połową?
-Druga połowa z pozytywnym nastawieniem patrzy na świat. Nie zważa na błędy swoje i innych, bo każdy je popełnia. Wie, że śmierć to rzecz oczywista, która prędzej czy później dotknie każdego oraz to, że niekażda miłość jest tą jedyną, wyjątkową. Wie także, że depresja to choroba, którą sami sobie przywłaszczamy.
-"Sami sobie przywłaszczamy"?! Czy pan słyszy sam siebie? Depresje inni wstrzykują nam w żyły brudną strzykawką! To przez innych ludzi popada się w depresję. Przez ich słowa, spojrzenia, dotyk...
-Widzę, że lubisz dyskutować.
-To ma pan dobry wzrok.
-Nie drocz się ze mną. Jesteś wolna i zdrów jak ryba, ale nie wiem czy cię wypuścić ze szpitala, bo będzie brakowało mi twojego psychologicznego myślenia, a poza tym, boję się, że sobie coś zrobisz.
-Nie zrobię sobie nic. Może mnie pan wypuścić?
-Mam jeszcze tylko jedno pytanko. Dlaczego połknęłaś tyle tabletek Acodin'u? Wiesz, że to niesamowicie niebezpieczne? Mogłaś umrzeć.
-To dwa pytania. Wiem i właśnie dlatego to zrobiłam. Teraz mogę już iść? Nienawidzę szpitali.
-Tak, chodź do mojego gabinetu- odpowiada po dłuższym zastanowieniu. Robi minę, która pokazuje jego współczucie.
--------------------------------------------------
przepraszam za tak długą przerwę, ale byłam zagranicą.
kocham was bardzo i serdecznie dziękuję za komentarze.
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU dla moich kochanych czytelników :)
Świetne jak i każde inne :) Obyś wpadała na jeszcze lepsze pomysły.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny <333
Super jak zwykle :D
OdpowiedzUsuńczekam na nn <3
Świetny *.*
OdpowiedzUsuńświetny <3
OdpowiedzUsuńCudowny <3
OdpowiedzUsuńCudowny pisz dalej czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńczekam na nn <3 tak się przestraszyłam jak Mia nic nie słyszała
OdpowiedzUsuńBoski!
OdpowiedzUsuńKiedy następny? <3
OdpowiedzUsuńMega <3 czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńświetny <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdzial :)
OdpowiedzUsuńpiekny , wspanialy nastepny <3
OdpowiedzUsuńkolejny
OdpowiedzUsuńJesteś taka utalentowana!! Super rozdział <3
OdpowiedzUsuńJejku wspaniały <3 Czekam na nn :*
OdpowiedzUsuńJejku kocham ten blog aż ja bym czasem tak chciała zrobić :(
OdpowiedzUsuńKiedy następny.??? <3 <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńBłagam dodaj jak najszybciej kolejny rozdział, cudowna książka byłaby z tego ;)
OdpowiedzUsuńKiedy nastepny?:D
OdpowiedzUsuńJejku jakie to piękne *.*
OdpowiedzUsuńmego *-*
OdpowiedzUsuń